Dorastanie w rodzinie alkoholowej może wpłynąć na funkcjonowanie dziecka do tego stopnia, że w dojrzałym życiu może on doświadczać wielu różnych problemów. Syndrom Dorosłego Dziecka Alkoholika nie jest jednak chorobą, a zespołem cech nabytych podczas wychowywania się w dysfunkcyjnym domu. Na czym polega terapia DDA i co zmienia ona w życiu takich osób? O leczeniu Dorosłych Dzieci Alkoholików rozmawiamy z Cezarym Biernackim, terapeutą i prezesem Stowarzyszenia OD-DO prowadzącym działania adresowane do młodych osób wzrastających w rodzinach dysfunkcjonalnych.

 

Anna Góra: Na czym polega terapia osób z syndromem Dorosłych Dzieci Alkoholików?

Cezary Biernacki: Realizowany w Stowarzyszeniu projekt autorstwa Anny Marii Seweryńskiej jest pierwszym tego typu programem terapii DDA w Polsce. Powstał on w 1993 roku i jest skierowany do młodych Dorosłych Dzieci Alkoholików w wieku 18-26. Jego powstanie wyniknęło z zapotrzebowania – do ośrodka leczenia uzależnień, w którym procowaliśmy razem z Anną, zaczęły się zgłaszać młode osoby, które z racji wieku nie odnajdywały się w grupach socjoterapeutycznych, ani też tych skierowanych do osób współuzależnionych, gdzie przede wszystkim uczęszczały żony i matki osób uzależnionych od alkoholu. Podczas naszego dwuletniego programu dążymy do tego, aby nasi podopieczni zaakceptowali siebie takimi, jakimi są. To jest hasło przewodnie terapii, którą prowadzimy w Stowarzyszeniu OD-DO. Natomiast pierwszym wyzwaniem, jakie podejmują osoby z syndromem DDA podczas terapii, jest uczenie się brania odpowiedzialności za samych siebie i swoje życie, ponieważ zazwyczaj brali ją za swoich rodziców i za cały świat. Na terapii od samego początku dostają możliwość decydowania o sobie. Nagle dowiadują się, że mogą wyrzucić ze swojego słownika takie wyrażenia, jak „powinienem” i „muszę”. Podczas terapii uczą się je zamienić na „chcę”, „potrzebuję” i „decyduję”. Uczymy ich poczucia ważności własnej osoby oraz podejmowania indywidualnych decyzji, bo dotychczas ponosili konsekwencje za coś, na co nie mieli wpływu, czyli za czyny swoich rodziców.

A.G.: I to jest główny cel terapii?

C.B.: Głównym celem podczas pierwszego roku terapii jest doświadczanie przeżywania i uzewnętrznia wszystkich emocji wynikających ze wzrastania w rodzinie dysfunkcyjnej. W tej chwili dostępnych jest wiele informacji na temat syndromu DDA, więc ludzie na ogół zdają sobie sprawę z jego istnienia. Natomiast w żaden sposób nie są w stanie zidentyfikować się ze swoimi emocjami i uczuciami. Terapia stwarza przestrzeń do wyrażania wszystkich emocji wbrew temu, czego nauczyli się oni dorastając, czyli „nie widzieć”, „nie słyszeć”, „nie czuć”. W domu alkohol był tematem tabu, więc nie wolno było o nim mówić, a już na pewno nie wolno było przeżywać uczuć z nim związanych.  Nie można było się złościć na mamę czy tatę, czuć do nich żalu. W grupie terapeutycznej  dostają zrozumienie i akceptację, więc wreszcie mogą dopuszczać do siebie wszystkie uczucia, które przeżywają. Praca grupowa daje im możliwość wglądu w mechanizmy funkcjonowania w relacjach z innymi oraz możliwość doświadczania tych relacji. Przez pierwszy rok terapii uczestnicy poznają zatem samych siebie i swoją tożsamość, uczą się otwarcie mówić o tym, co czują oraz zauważać objawy i skutki dorastania w rodzinie alkoholowej. Poznając swoje skrywane, wyparte emocje, DDA docierają do źródeł swojej krzywdy i zaczynają rozumieć, jak powinny wyglądać prawidłowe relacje w domu rodzinnym. Pokazujemy im także mechanizmy, według których działają, czyli te wszystkie sposoby tłumaczenia i rozumienia rodziców, pomagające im nie przeżywać tego, co ich spotkało w domu. Nieocenione jest tutaj wsparcie grupy terapeutycznej, która staje się punktem odniesienia, kiedy ktoś traci grunt pod nogami, uświadamiając sobie, jak „okrutny” był dla niego rodzic. Uczestnicy rozumieją się w pół słowa – nie muszą nic tłumaczyć, dają sobie nawzajem akceptację, dzięki czemu zaczynają coraz bardziej się otwierać. Pierwszy rok terapii zakończony jest treningiem interpersonalnym nakierowanym na budowanie poczucia bezpieczeństwa. W trakcie czterodniowego wyjazdu uczestnicy sprawdzają, jak naprawdę odnajdują się w grupie. Poprzez przebywanie ze sobą 24 godziny na dobę mają możliwość doświadczania siebie we wszystkich relacjach. Dzięki temu zaczynają się czuć bezpiecznie w tej grupie, doświadczając również jej wsparcia. Daje to podstawy do pracy psychoterapeutycznej w drugim roku programu, której celem jest „przepracowanie” doświadczonej krzywdy.


A.G.: Na czym więc skupia się praca z DDA w drugim roku terapii?

C.B.: Dalsza praca terapeutyczna daje możliwość uwolnienia się od tego, co uczestnicy odkryli do tej pory zarówno „na grupie”, jak i podczas indywidualnych sesji terapeutycznych. Ważna jest tutaj ich gotowość na symbolicznie spotkanie ze swoim rodzicem w bezpiecznych warunkach. Przy wsparciu grupy, w której już teraz czują się bezpiecznie, mogą powtórnie sięgnąć do swoich trudnych, często bardzo traumatycznych przeżyć, ale teraz już z nieco innej pozycji – nie jako dziecko, które nic nie mogło zrobić, ale jako dorosła, odpowiedzialna za siebie i sprawcza osoba. Wówczas mogą inaczej poradzić sobie ze swoimi problemami, w inny sposób zareagować. Wtedy też często wychodzą na światło dzienne emocje, które ich samych zaskakują – o ile w pierwszym roku głównie złościli się na swoich rodziców, o tyle teraz odkrywają, jak bardzo ich potrzebują. Jest to dla nich szczególnie trudny moment, bo ciężko jest pojąć, jak można potrzebować kogoś, kto wyrządził im tyle krzywdy. Jednak to jest naturalna potrzeba – każde dziecko pragnie opieki, czułości, bezwarunkowej miłości oraz akceptacji, jakiej mogą doznać tylko od rodziców. Terapia nie określa natomiast celu, jakim jest ewentualne pogodzenie się z rodzicem – pozostawiamy to w gestii uczestników, którzy sami podejmują decyzję, czy chcą im wybaczać. Ze strony terapeutów i grupy mogą liczyć na bezwarunkową akceptację i rzetelne informacje zwrotne o swoich zachowaniach, co jest odzwierciedleniem kontaktu z rodzicem, którego tak bardzo pragną. DDA w procesie grupowym przechodzą różne etapy – najpierw fazę zależności, kiedy to terapeuta-rodzic jest dla niego wyrocznią, później fazę buntu, następnie autonomii i od początku powtarzają ten proces by na koniec osadzić się w swej dorosłości. Przed samym zakończeniem terapii zwykle następuje regres – to naturalne, bo za chwilę będzie trzeba ten symboliczny, bezpieczny dom rodzinny opuścić i iść samemu w dorosłe życie. Dlatego też drugi rok terapii kończymy czterodniowym, wyjazdowym treningiem konstruktywnego rozstawania się, który służy ostatecznemu domknięciu aktualnych wątków terapeutycznych – tych, które są najważniejsze i najbardziej potrzebne. Robimy to, aby przyjrzeć się aktualnej sytuacji uczestników i zweryfikować oczekiwania, jakie mieli przed terapią. Przed zakończeniem terapii utrwala się też ich samoakceptacja oraz wzmacnia poczucie sprawczości w swoich decyzjach życiowych – czasem trzeba też im pomóc w postawieniu granic w pewnych relacjach. Pod koniec terapii Dorosłe Dziecko Alkoholika zaczyna więc żyć samodzielnie bez uciekania od swoich uczuć.

A.G.: Skąd w ogóle bierze się syndrom DDA?

C.B.: Syndrom DDA nie jest chorobą, lecz nabytym zespołem cech, które w dysfunkcyjnym domu rodzinnym dawały jedyną możliwą strategię przetrwania. Nikt nie urodził się z tym syndromem, ale niektórzy – będąc już niemowlęciem – nie doświadczali akceptacji i zaspakajania  swoich potrzeb. Gdy w domu alkoholowym dziecko komunikuje swoje potrzeby płaczem, odbiera złość i zniecierpliwienie od napiętej matki. Choć tego jeszcze nie rozumie – emocjonalnie doświadcza, że jest nieważne i swoim krzykiem przeszkadza rodzicom. W domu alkoholowym dominuje chaos, niepewność, przemoc emocjonalna i często też fizyczna. Dziecko wzrastając w takiej rodzinie, powoli dowiaduje się, że nie jest w porządku – np.  gdy mówi mamie, że boi się pijanego ojca, to słyszy od niej, że przesadza, a tata jest zmęczony, a nie pijany – i nagle przestaje ufać sobie, temu co widzi i słyszy, swoim uczuciom i emocjom, zaczynając poszukiwania sposobów na odnalezienie się w tej sytuacji. W związku z tym przyjmuje najróżniejsze scenariusze, zgaduje, co jest prawdą, a co nie, przewiduje reakcje swoich rodziców i próbuje dopasować się do konkretnych sytuacji. Jednak większość wyuczonych przez niego strategii, które pomagały przetrwać w dysfunkcyjnym domu, zupełnie nie sprawdza się poza nim, w dorosłym życiu. Dlatego też osoba z syndromem DDA nie potrafi odnaleźć się w relacjach z kimś bliskim, czy w ogóle w grupie. Ma także problem z autorytetami – w pracy czy na uczelni. Jest to efekt wadliwej socjalizacji, czyli nieprawidłowego wychowywania. Dlatego nasza praca terapeutyczna jest takim „dowychowaniem”, powtórną socjalizacją. Najprościej byłoby powiedzieć, że nasz program dla DDA jest programem resocjalizacyjnym, jednak ma to złe konotacje, mogłoby się to źle kojarzyć. A więc osoby, które poddają się dwuletniej terapii, powtórnie przechodzą cały proces wzrastania, tyle że z tak zwanymi dobrymi rodzicami, czyli terapeutami i z udziałem „rodzeństwa” – grupy.


A.G.: Dlaczego osoby z syndromem DDA zgłaszają się na terapię? Co je motywuje?

C.B.: Nikt nie zgłosi się na terapię, jeśli jest szczęśliwy i wszystko mu się układa – krótko mówiąc, powodem przyjścia jest zwykle kryzys, z którym ktoś nie jest w stanie sobie sam poradzić. Te kryzysy dotyczą głównie niepowodzeń w relacjach partnerskich, a DDA często obwiniają za te porażki wyłącznie siebie. Czasem jednak motywacja bywa inna – chcą dowiedzieć się, jak pomóc swoim rodzicom Warszawa  jest miejscem, gdzie dużo młodych ludzi przyjeżdża na studia i do pracy. Dla osób dorastających w rodzinach dysfunkcyjnych jest to uwalniające, bo mogą one w naturalny sposób opuścić dom – jadą się uczyć czy robić karierę, więc rodzice powinni to zrozumieć. Przyjeżdżając do innego miasta, wydaje im się, że mogą odetchnąć, złapać wiatr w żagle… A jednak szybko zdają sobie sprawę, że są ciągle emocjonalnie związani z domem, wciąż mają potrzebę kontrolowania tego, co się w nim dzieje, a żyjąc sami dla siebie, nie są w stanie cieszyć się tą wolnością. Czasem też kiedy prowadzę grupę, mam wrażenie, jakbym siedział z emerytami – moi młodzi podopieczni są tak zmęczeni życiem, własną  bezsilnością i kiedy już nie są w stanie sobie sami poradzić, to do nas trafiają.

A.G.: Czego takie osoby oczekują od terapii?

C.B.: Często zdarza się, że osoby, które wzrastają w rodzinach alkoholowych podejmują studia czy pracę w tzw. zawodach pomocowych, czyli chcą nieść pomoc innym, a tak naprawdę pragną dowiedzieć się, jak poradzić sobie ze swoimi rodzicami, jak im pomóc, jak ich uratować. Zazwyczaj nie mówią o tym wprost, a przynajmniej nie wszyscy. Ich główną motywacją jest to, że według nich nie nadają się w ogóle do życia w społeczeństwie, czują się nie w porządku i przychodzą na terapię po to, aby się zmienić. Odrzucają siebie, ponieważ takie doświadczenia wynieśli z domu – rodzice ich odrzucili, więc i oni siebie odrzucają. Idą na terapię, żeby się „naprawić”, zmienić i uzyskać akceptację swoich rodziców. Rzadko ich osobisty cel jest zbieżny z tym, co jest podstawowym dążeniem terapii, czyli akceptacja samego siebie. To, że ktoś chce zmiany w swoim zachowaniu i funkcjonowaniu jest jego dowolnym wyborem, a nie życiową koniecznością.

A.G.: Czy poziom zadowolenia z życia zmienia się u osób, które kończą terapię? Czy można zauważyć różnicę w jakości ich funkcjonowania sprzed terapii?

C.B.: Zmienia się przede wszystkim samoświadomość, a co za tym idzie, sposób patrzenia na siebie i innych oraz styl myślenia. Dzięki temu osoby po terapii częściej przeżywają zadowolenie, są w dobrym nastroju.  DDA po terapii potrafią radzić sobie z problemami, ponieważ syndrom już ich nie ogranicza, a wręcz przeciwnie – wykorzystują to, że dawali sobie radę w bardzo trudnych sytuacjach, związanych z dorastaniem w dysfunkcyjnej rodzinie. Po terapii mają też lepszy kontakt ze swoimi uczuciami, dzięki czemu potrafią odważniej nazywać swoje potrzeby w relacjach partnerskich i związkach. Akceptują swoje lęki przed odrzuceniem i  ryzykują wchodzenie w relacje. Osoby po terapii podkreślają, że żyje im się zupełnie inaczej: jasno i wyraźnie. Wcześniej wiedzieli jedynie, że coś jest nie tak, a teraz wiedzą o co chodzi i podejmują decyzję, co z tym dalej zrobić. Dla nich to jest dowolność: czy zauważam problem i podejmuję działania, aby go rozwiązać i szukam wsparcia, czy dalej korzystam ze starych sposobów. DDA przed terapią wciąż oscylują pomiędzy poczuciem krzywdy a poczuciem winy, bo tylko te dwa stany są im znane. Natomiast podczas terapii uczymy ich brać realną odpowiedzialność za siebie i swoje czyny, np. potrafią przeprosić, ale nie będą też nadmiernie się kajać. Wiedzą już, czego chcą w relacjach, sprawdzają swoje granice i potrzeby. Przed terapią tak prosta rzecz jak odpowiedź na pytanie „co chcesz dostać na urodziny?” była abstrakcją, no bo jak to – „Ja mogę mieć jakieś potrzeby?”. Po terapii są już w stanie śmiało o nich mówić, ponieważ zaczynają dbać o siebie. Nie zapadają się też w tzw. „czarne dziury”, nie pochłania ich tkwienie w cierpieniu i poczuciu winy. Przestają też widzieć świat w czarno-białych barwach, tak jak to było dotychczas – albo mnie ktoś bardzo skrzywdził, albo to ja jestem tak strasznym oprawcą, że właściwie nie mam prawa żyć. Po terapii są już w stanie stawiać granice, co jest bardzo ważne, ponieważ DDA non stop pozwalają na przekraczanie wszelkich barier – od emocjonalnych na intymnych kończąc.


A.G.: Czy osoby z syndromem DDA mogą sobie same pomóc?

C.B.: Oczywiście, że tak. Nie każdy, kto jest DDA musi chodzić na terapię. Można znaleźć swój sposób na to, jak sobie z tym radzić. Bardzo ważny, szczególnie dla dzieci i młodych osób, jest element tak zwanego dobrego dorosłego. Może to być dowolna osoba, od kuratora poczynając, a na partnerze kończąc. Jest to ktoś, kto pokaże, jak wygląda życie w normalnej rodzinie i jak można inaczej funkcjonować w domu. Dobry dorosły wie, że pochodzenie z rodziny alkoholowej nie decyduje o wartości danej osoby. To ktoś, kto jest w stanie zaakceptować ją, ale potrafi też stawiać granice i nie wchodzić w żadne „gierki”. W dysfunkcyjnym domu manipulacja jest podstawowym językiem komunikacji, więc ktoś, kto z niego wychodzi będzie się posługiwał tym, co zna. Jeżeli w relacji druga osoba jej się podda to wówczas dojdzie do powielenia sytuacji rodzinnej DDA, a jeśli postawi rozsądne granice to oboje mają szansę na konstruktywną relację.

A.G.: Czy nie jest tak, że osoby z syndromem DDA często wybierają partnerów, którzy powielają te domowe schematy?

C.B.: To naturalna kolej rzeczy, że ktoś, kto wzrastał w rodzinie alkoholowej, powiela ten schemat – albo sam się uzależnia albo wchodzi w rolę współuzależnionego. Bo mimo wszystko powtarzanie tej trudnej sytuacji rodzinnej stwarza poczucie bezpieczeństwa – jest ona znajoma, więc do niej się dąży. DDA często mówią, że wciąż spotykają kogoś, kto miał tak samo jak one. Nie jest to jednak efekt przypadku – takie osoby odnajdują się nawzajem, bo współgrają w swoich dysfunkcjach, potrafią się dogadać poprzez używanie tych samych mechanizmów czy funkcjonowanie w podobny sposób. Dlatego też same szukają takich relacji, w których potrafią się odnaleźć. To tak naprawdę dotyczy nas wszystkich, ponieważ niezależnie od tego, czy pochodzimy z rodziny dysfunkcyjnej czy nie, zawsze szukamy odzwierciedlenia układu, jaki panował w naszym domu. Udział w terapii jest więc dla DDA szansą na przerwanie tego łańcucha pokoleniowego.

A.G.: Jakie propozycje ma Stowarzyszenie OD-DO dla osób z syndromem DDA?

C.B.: Naszą kluczową propozycją jest dwuletni program terapii, który przedstawiałem na początku – „Z dalekiej podróży do własnych kątów”. Rekrutację prowadzimy co roku we wrześniu – zwykle chętnych jest więcej niż miejsc. Realizujemy też dwa programy finansowane z Miasta st. Warszawy „Działania na rzecz młodych dorosłych (18-26 lat)” oraz „Zapewnienie pomocy specjalistycznej osobom doznającym różnych form przemocy w rodzinie, w tym przemocy seksualnej”.

Od 2006 realizujemy programy z funduszy unijnych dla osób, którym trudno jest się odnaleźć na rynku pracy. Aktualnie, w ramach tej oferty, kontynuujemy program „DDA czas na zmianę” i kwietniu uruchamiamy nabór do kolejnej edycji. Program przeznaczony jest dla grupy wiekowej 18-25 lat. Ma on pomóc w znalezieniu pracy, która będzie zgodna z własnymi potrzebami, potencjałami, marzeniami DDA. Bo dla nich problemem nie jest samo podjęcie pracy, gdyż często pracują oni od najmłodszych lat, jednak w efekcie zaniżonego poczucia własnej wartości boją się sięgać po takie stanowiska, które będą dla nich satysfakcjonujące i zgodne z ich kompetencjami. Jest on kierowany do wszystkich osób, które widzą u siebie jakąś dysfunkcję.

Kolejny program realizowany z funduszy unijnych to ponadnarodowy projekt „RAZEM w trosce o DDA” Prowadzimy go wspólnie z ośrodkiem terapeutycznym w Irlandii. Jest to dwuletni program składający się z dwóch rocznych edycji. Również do tego programu  rusza niedługo nabór. Skierowany jest on do osób będących absolwentami lub studentami kierunków pomocowych, którzy decydują się na pracę z ludźmi – jest to więc plan rozwoju zawodowego dla psychologów, pedagogów, itp., którzy sami są DDA. Osoby te poprzez swoje doświadczenia rodzinne przyzwyczajeni są do niesienia pomocy innym. Nie robią tego jednak z własnych potrzeb, ale z poczucia zobowiązania, wykazania się. My chcemy pomóc im wykorzystać ten potencjał w oparciu o swój świadomy wyrób, tego komu i w jaki sposób chcą pomagać.

A.G.: Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Anna Góra

Cezary Biernacki – prezes Stowarzyszenia OD-DO, ukończył Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego, absolwent Szkoły Trenerów Warsztatu Psychologicznego rekomendowanego przez PTP. Terapeuta, wieloletni Lider Klubu Pracy Młodych, wiceprzewodniczący Komisji Dialogu Społecznego ds. Przeciwdziałania Alkoholizmowi. Problematyką uzależnień zajmuje się od 1989 r. Współzałożyciel Ruchu Samopomocowego dla DDA w Polsce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *