Współczesna kultura narzuca kobietom wiele sprzecznych wzorców. Próby sprostania im prowadzą do wewnętrznych konfliktów i długotrwałego stresu. Brak dobrych nawyków radzenia sobie z trudnymi emocjami zachęca do rozładowania napięć „na skróty”, a zmieniająca się obyczajowość przyzwala na sięganie po alkohol.

 

Kobiety bardziej niż mężczyźni narażone są na współistnienie sprzecznych wzorców dotyczących płci, wynikające z przemian cywilizacyjnych. W Polsce wciąż żywy jest model patriarchalny i kobiety pamiętają z domu tradycyjny podział: tata jest „od spraw zagranicznych”, a mama „od spraw wewnętrznych”. Mają więc często zakodowane przekonanie, że do ich obowiązków należy organizacja spraw domowych, bycie czułą żoną i troskliwą matką. Nakładają się na to wymogi uzyskania solidnego wykształcenia i robienia kariery, co nierzadko jest koniecznością, gdy kobieta żyje sama albo kiedy, mimo zarobków partnera, jej pensja jest niezbędna do zaspokojenia potrzeb rodziny. Ponadto trudno pozostać obojętną na sugestie napływające z telewizji i prasy, że należy dbać o wygląd, kondycję fizyczną i udane życie seksualne. Dodajmy jeszcze zapatrywania rodziców, partnera, dzieci lub przyjaciółek i powstaje sieć zewnętrznych, niespójnych oczekiwań. Tak omotanej racjami innych kobiecie trudno jest nawet pomyśleć, czego by sama chciała dla siebie.

Pani Anna przyjechała do Warszawy z małej miejscowości, ma 34 lata, pracuje w banku. Jej mąż jest prawnikiem, mają 5-letniego synka. Rodzice mieszkają daleko, więc nie mogą pomagać przy dziecku. Pani Anna od wczesnego ranka do późnego wieczora wykonuje w stresie różne obowiązki, a ponadto często spiera się z mężem o to, kto danego dnia zawozi albo odbiera synka z przedszkola, robi pranie lub odkurza. Praca w banku nie daje jej satysfakcji, ale jest dobrze płatna, dlatego pani Anna często zostaje po godzinach. Kiedy to ona odbiera dziecko, spędza z nim czas, w biegu robiąc zakupy i sprzątając. Wieczorem nie ma nawet siły pomyśleć o przyjemnościach, a w weekendy trudno jej zrobić coś dla siebie, bo mąż niechętnie zostaje sam z synem. Ma wrażenie, że żyje wyłącznie dla innych i jest tym śmiertelnie zmęczona.

Myśl o tym, aby zmęczenie, stres i zmartwienia rozładować za pomocą alkoholu, przyszła łatwo. Zaczęło się od imprezy, na której świętowano ukończenie projektu w firmie. Okazało się, że jej koleżanki nie wylewają za kołnierz. Po późno skończonej pracy zaczęła z nimi wychodzić na „szybkie” piwo. Czuła, że jest to akceptowane, a nawet modne. Uznała, że odrobina alkoholu na co dzień to dla niej najlepszy i najłatwiej dostępny relaks. Zaczęła więc szukać okazji do wypicia, a gdy jej nie było – kupowała wino i w tajemnicy przed mężem piła w domu.

Można powiedzieć, że weszła w relację z alkoholem jak w związek z bliską osobą. To alkohol a nie mąż ją uspokajał, poprawiał nastrój i pozwalał wierzyć, że przyszłość będzie lepsza. Nie wierzyła we wsparcie ze strony partnera, więc trudno jej było powiedzieć mu o problemie. Uważała, że sama powinna sobie ze wszystkim poradzić. Gdy zauważyła, że jest jej coraz trudniej, że stany upojenia przeplatają się z kacem, zaczęła ukrywać swoje złe samopoczucie i rozdrażnienie. Jej kierat stał się przez to jeszcze bardziej uciążliwy, a zamknięcie w skorupie i poczucie samotności – silniejsze.

Brak wsparcia ze strony innych ludzi może być przyczyną zarówno sięgania po alkohol, jak i niesięgania po pomoc w przypadku uzależnienia. Kobiety często mają poczucie, że same powinny sobie radzić ze wszystkimi obowiązkami. Podobnie jest z alkoholem. A jednak pierwszym krokiem ku rozwiązaniu problemu jest zawsze ujawnienie go przed zaufaną osobą. Oczywiście czasem sytuacja kobiety jest naprawdę trudna, relacje z rodziną, bliskimi czy znajomymi są zakłócone i nie mogą być oni źródłem wsparcia. Wtedy należy zwrócić się po pomoc do psychoterapeuty. Gdy alkohol przestanie już tłumić cierpienie, warto pomyśleć o wpuszczeniu do swojego życia nieco świeżego powietrza i zadać sobie pytania: „Czego chcę?”, „Co jest dla mnie ważne?”, i spróbować zacząć żyć dla siebie, a nie tylko dla innych.

Autor: Joanna Stryjczyk, psychoterapeutka, Mediklinika,
fot. iStock

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *