Kiedy rodzice byli pijani, bawiłem się żołnierzykami. Zamykałem się w pokoju i prowadziłem wojny – w swojej głowie i na zewnątrz. Słyszałem co dzieje się na dole, docierała do mnie rzeczywistość i robiłem wszystko, by uciec. Czułem, jak walczą we mnie lwy.”opowiada Tomek w szczerej rozmowie o dorosłym życiu po trudnym dzieciństwie i o tym, jak duży jest ciężar syndromu DDA.

 

Tomek ma 32 lata i wciąż mieszka z rodzicami. W tygodniu chodzi do pracy, weekendami imprezuje i chodzi do kina. Aktualnie nie ma dziewczyny. Można by pomyśleć, że idzie na łatwiznę, że jego życie jest wygodne. Jednak to, co widać z zewnątrz, to tylko pozory, niewielka część jego rzeczywistości. To, co tak naprawdę w życiu ważne – plany, decyzje, rozterki i przemyślenia – Tomek chowa w sobie i niechętnie się tym dzieli. Swoją rzeczywistość chroni przed światem, by nikt nie zaburzył porządku, by się nie zawieść…

Mama i tata

Jego rodzice piją odkąd pamięta, jednak prawdziwe problemy zaczęły się kiedy miał około 11 lat. Wtedy jego matka piła już codziennie. Co wieczór przynosiła do domu alkohol, a nic nie bolało go tak, jak widok nieprzytomnej ukochanej mamy. – Była nieobecna, piła i szła spać. Starała się mieć dla mnie czas, ale jakoś tak to zapamiętałem, że kiedy piła była senna, „rozmemłana”. Od czasu do czasu wpadała w jakąś gadkę, często się powtarzała po pijaku, co było męczące i trochę przerażające. Bardzo się zmieniała po alkoholu. Zawsze mogłam do niej przyjść i pogadać, jednak nie wtedy, gdy była pijana. Zawsze miała dobre intencje, ale traciła w moich oczach. Nie mogłem tego zrozumieć, nie potrafiłem tego nazwać.

Alkoholizm matki był dla Tomka tym bardziej bolesny, że to ona była tym rodzicem, któremu ufał i współczuł. Wspólnie z matką i bratem stanowili afront wobec ojca, który po alkoholu stawał się bardzo agresywny. – Po wódce szczególnie tak miał. Bił mamę, więc starałem się jej bronić. Pamiętam, jak waliłem w ojca metalową smyczą od psa. Pamiętam epitety, jakie padały w trakcie awantur. Mój ojciec był hipokrytą, bo kiedy sam nie pił przeszkadzało mu, że matka pije, ale kiedy pił z nią, wszystko było ok.

Tomek widział w matce ofiarę prowokacji i agresji ojca, utożsamiał się z nią, zawsze stawał po jej stronie i, jak mówi, tak mu zostało. Ma do ojca wielki żal – nigdy mu nie ufał, nie mógł na niego liczyć. Ojciec nigdy nie był mu bliski. – On miał typowe dla alkoholika huśtawki, manipulował. Potrafił być miły, kochany, opiekuńczy, a za chwilę bardzo agresywny. Pamiętam, że strasznie krzyczał… rzadko mówił normalnie. Dziś Tomek obwinia ojca za swój brak pewności siebie. – Ojciec nigdy nie chciał rozmawiać, nic nie chciał zrozumieć, był apodyktyczny, z nim nie było dyskusji. Zdarzało się, że nazywał mnie idiotą. Krytykował mnie i krzyczał przy każdej banalnej czynności. Czy to miałem przesunąć wersalkę, czy coś pomalować w ogrodzie, kiedy patrzył na mnie od razu robił się nerwowy. Nic nie mogłem zrobić. To była po prostu przemoc psychiczna.

W obliczu strachu wobec ojca, nienawiści do niego, Tomek potrzebował wsparcia matki, a jej alkoholizm przyniósił tylko kolejne powody do wstydu. A wstyd jednocześnie powodował w nim poczucie dezorientacji i chaosu, wielkiego zawodu i poczucia samotności. – Pamiętam jak ojciec wyjeżdżał do Niemiec do pracy. Ja zostałem w domu, a mój starszy brat i mama poszli go odprowadzić. Jechali autobusem, matka była kompletnie pijana i przewracała się na ludzi. Mój brat musiał ją podnosić. Potem opowiadał mi o tym, jak strasznie się wstydził. Potem było jeszcze kilka takich sytuacji, na przykład, kiedy pojechałem z mamą na ferie zimowe. Prosiłem, by nie piła. Ona zostawiła mnie w pokoju i poszła na jakieś ognisko. Pamiętam, że stałem w oknie i patrzyłem, jak przewraca się, potyka. Czułem się strasznie samotny i zawiedziony.

Z biegiem lat w relacji z rodzicami niewiele się zmieniało. Sytuacja w domu wciąż była chaotyczna, zachowanie rodziców nie do przewidzenia. Tomek codziennie szukał sposobu na ucieczkę, na przetrwanie. Ukojenie znalazł izolując się od świata.

Dziecko we mgle

Specjaliści, opisując funkcjonowanie życia rodziny alkoholowej, wyróżniają kilka ról dzieci, w które te wcielają się, by przetrwać. Trafnie przedstawia to następujący cytat: „W rodzinie (…), w której Uzależniony pije, Wspólnik usiłuje radzić sobie z rzeczywistością, Bohater święci tryumfy, a Kozioł ofiarny rywalizuje o uwagę, dziecko nie stawiające żadnych żądań sprawia ogromną ulgę” (S. Wegscheider-Cruse, 2000, s. 123). Dziecko nie stawiające żądań to właśnie dziecko we mgle, zwane też dzieckiem zagubionym. Taka rola charakteryzuje się życiem na uboczu, tworzeniem sobie wyizolowanego świata, który chroni przed niebezpieczeństwami. Niektóre dzieci, tak jak Tomek, reagują na chaos, brak zrozumienia i zaprzeczanie problemom właśnie zamykając się w sobie i ukrywając swoje uczucia. Dziecko we mgle jest samowystarczalne i bardzo samotne. Życie w świecie fantazji powoduje, że ma ono problemy z nawiązywaniem relacji z rówieśnikami. Ponadto, dzieci zagubione są bardzo niepozorne, wycofane i nieśmiałe.

– Nie mogę sobie przypomnieć mojego buntu młodzieńczego, nigdy nie buntowałem się przeciwko rodzicom, systemowi, nie skandowałem, że mam tego dosyć i chce gdzieś wyjechać. Ja wręcz pokpiwałem z rówieśników, którzy przeżywali młodzieńcze rozterki miłosne. Dla mnie było to obce, wydawało mi się głupie i dziecinne. Tomek czuł, że „jest z innej planety”, ale nigdy nie łączył tego z sytuacją domową. Po prostu żył w swoim świecie i wydawało mu się to naturalne. – W ciągu dnia, kiedy rodzice byli pijani, bawiłem się żołnierzykami. Zamykałem się w pokoju i prowadziłem wojny – w swojej głowie i na zewnątrz. Słyszałem co dzieje się na dole, docierała do mnie rzeczywistość i robiłem wszystko, by uciec. Czułem jak walczą we mnie lwy. Te wszystkie uczucia – nienawiść do ojca i strach o mamę – przekładały się na moje wyobrażenia, na wojny żołnierzyków. Z zewnątrz zawsze wydawałem się uległy i cichy, ale tę wojnę wciąż nosiłem w sobie. Pamiętam chęć zemsty, złość, setki niewyzwolonych emocji, które pobudzały fantazję.

Najciężej było w okresie liceum. Tomek wspomina, że wtedy, gdy był bardzo odizolowany, zaczął interesować się filmem. To fikcyjne fabuły dawały mu przestrzeń do wyrażania emocji, uwalniania fantazji, zapełniały pustkę. – Byłem zamknięty w swoim świecie, wymyślałem swoje scenariusze, to był mój sposób na stworzenie alternatywnej rzeczywistości, która miała odwrócić moją uwagę od tego, co dzieje się w domu. Nosiłem w głowie przeróżne historie, budowałem je na podstawie tego, co obserwowałem w szkole. Bardzo krytycznie odnosiłem się do tych obserwacji. W swojej wyobraźni naśmiewałem się z młodzieńczego życia, bo po prostu mi tego brakowało, zazdrościłem im.


Dzisiaj Tomek jest dumny z tego, że ma kilkoro przyjaciół, z którymi potrafi szczerze porozmawiać i budować relację na bliskości. Jednak potwierdza, że pierwszy kontakt z nowo poznanym człowiekiem, zwłaszcza płcią przeciwną, wiele go kosztuje. Nie lubi zmian, przywiązuje się do ludzi, a nowe relacje napawają go lękiem i niepewnością. Wielka siła przyzwyczajenia, nawet do niewygodnej czy niekorzystnej sytuacji, jest dla Tomka problemem, a bywa nawet przekleństwem. – Wiem, że wiele mnie w życiu omija przez to, że jestem zamknięty w sobie. Wiem, że życie polega na otwartości i zmianach, ale ja po prostu wolę to, co znam, to, co oswojone. Mimo że mam świadomość, że jakaś sytuacja jest dla mnie nie najlepsza i nie najlepiej się w niej czuję, zatrzymuję się na planowaniu i rozmyślaniu o zmianie. Gdy mam podjąć decyzję i ją zrealizować, czuję się sparaliżowany. Często też zbyt silnie reaguję na zmiany, na które nie mam wpływu.

Przykładów z życia Tomka pokazujących niechęć do zmian można znaleźć na pęczki. I niestety są to okoliczności, które przynoszą szkody emocjonalne. Choćby to, że wciąż mieszka z rodzicami i szuka wymówek, by się od nich nie wyprowadzać. Niedawno Tomek nakrył ojca na tym, jak używa jego szczoteczki do zębów czy bez pytania zabiera z szuflady bieliznę. Mimo nagminnego przekraczania dopuszczalnych granic, Tomek nie potrafi podjąć decyzji o przeprowadzce. Podobnie wygląda jego sytuacja w relacjach z szefową. Bardzo często ona nadużywa jego słabości, wykorzystuje jego problemy z asertywnością, by wymusić jakieś deklaracje czy komplementy. Szefowa Tomka nie stroni od szantażu emocjonalnego i przekraczania jego granic. Tomek dostrzega i opisuje wszystkie te elementy relacji z szefową, a mimo to nie potrafi odejść z pracy lub nawet zacząć szukać innej. Toksyczny związek z nią wydaje mu się bezpieczny, bo do takich zachowań był przyzwyczajany od dziecka. W tej relacji paradoksalnie czuje się lepiej niż gdyby miał podejmować decyzje, wprowadzać zmiany i ryzykować „wyprawy w nieznane”. – Nie mam pojęcia co mi się w relacji z szefową należy, a co nie, czego mogę od niej oczekiwać, a czego ona ode mnie. Czuję się tym totalnie skołowany. Ona potrafi we mnie wzbudzić poczucie winy jednym zdaniem i nie wiem tak naprawdę, czy to jest kwestia tego, że ona mnie źle traktuje, czy może faktycznie ja coś robię źle…

Tomek próbuje jednak walczyć z brakiem pewności siebie i chorobliwym zamykaniem się na zmiany. Prócz strachu przed nowościami i siłą przyzwyczajenia przeszkadza mu w tym również bezlitosne osądzanie siebie. – Porównuję siebie do rówieśników. Oni mają rodziny, dobrą pracę, dzieci, robią to, co lubią, a ja… czuję, że nie mam siły przebicia, że na pierwszy rzut oka wydaję się nieinteresujący. Przez to zdarza mi się upić. Wtedy dokucza mi poczucie winy, miewam moralniaka. Bywa tak, że po alkoholu tracę nad sobą kontrolę, wiele przez to już straciłem. Alkohol załatwia mi pewność siebie. Lubię imprezować, ale nie zawsze odpowiadają mi ludzie, czy klimat. Zdarza się, że nie, ale wtedy wolę się napić i to wytrzymywać niż się wyłamywać i wychodzić w trakcie imprezy.

Terapia

Z terapią dla DDA Tomek zetknął się, kiedy, jak sam to określa, „dotknął swojego dna”. Czuł się coraz gorzej, wplątywał się w kolejne toksyczne związki z kobietami, które coraz bardziej wyniszczały jego emocje. Decydujący był moment, kiedy związał się z dziewczyną uzależnioną od hazardu. – Ona była 10 lat starsza. Ten związek doprowadził do wielu nieprzyjemnych sytuacji, m.in. do tego, że straciłem wszystkie oszczędności. Byliśmy razem w kasynie. Upiłem się, ona poprosiła bym wypłacił dla niej pieniądze, powiedziała, że szybko mi odda. Zaufałem jej i nie oddała mi ich nigdy. Potem wyprowadziłem się od rodziców i wziąłem kredyt, bo nie miałem kasy. Stwierdziłem, że dalej tak być nie może. Musiałem się poczuć bardzo źle, żeby dotarło do mnie, że potrzebuję pomocy.

Na początku Tomek podszedł do terapii sceptycznie, jednak spodobało mu się, że wszyscy słuchają, co mówi i liczą się z jego zdaniem. Wcześniej nie doświadczał tego często. – Terapia to jedyna taka sytuacja w życiu, w której wszyscy są równi i nikt nikogo nie ocenia, a przecież tak powinno być zawsze. Nie da się tego znaleźć w realu. Podobały mi się te zasady gry – że dostaję informację zwrotną od grupy, która ceni sobie to, co mówię. Był taki etap, że naprawdę fajnie się rozkręciłem, odnosiłem wrażenie, że bardzo dużo mi to daje.

Tomek doświadczył też kryzysu w leczeniu, który jest dość powszechny wśród pacjentów tego typu terapii. – W pewnym momencie męczyło mnie, że ludzie stoją w miejscu, że ja już przepracowałem pewne rzeczy, a oni nie, i mówią wciąż o tym samym. Dziś rozumiem, że to też jest element terapii. Warto popracować nad podejściem do tych ludzi, trzeba uszanować, że nie zdrowieją tak szybko, jak ja, warto się nauczyć cierpliwości i wyrozumiałości. Jak się to przetrwa i schowa w kieszenie swoją chęć ciągłego czerpania nowej wiedzy, to potem znowu przychodzi okres, że z każdego spotkania zabiera się coś dla siebie.

Dla Tomka etapem przełomowym w leczeniu był moment, w którym zaczął mówić o sobie. Spotkania DDA cechują się tym, że nikt nikogo nie zmusza do opowiadania o swoim problemie i doświadczeniach. Tomkowi kilka miesięcy zajęło zbieranie się na odwagę, by podzielić się z grupą swoją historią. – Wracałem z terapii i byłem nią mocno podekscytowany, ale mówiłem o innych, nie o sobie. Czasami cieszyłem się ze swojej sytuacji albo komuś mocno współczułem, jednak odwlekałem moment otworzenia się przed grupą i skonfrontowania się z tym, co mają mi do powiedzenia. Po tym, jak się odważyłem, ulżyło mi. To, co od nich usłyszałem, było dla mnie bardzo cenne. Na terapii byłem ponad rok. Chodziłem regularnie, nie opuściłem ani jednego spotkania, ale potem zaczęło mi się lepiej powodzić, dostałem pracę i nie dokończyłem terapii. Teraz myślę, że „ta lepsza sytuacja” to była wymówka, by jednak mimo wszystko uciec od otwierania się przed grupą i ciągłego konfrontowania ze swoimi problemami.

***

Dziś, po roku od odejścia z terapii, Tomek myśli o tym, by na nią wrócić. Ma poczucie, że czegoś nie załatwił do końca. Ten niedosyt mobilizuje go coraz bardziej. – Być może powinienem wyciągnąć z terapii więcej niż to zrobiłem, dlatego chciałbym wrócić. Wciąż ze sobą walczę. Najbardziej motywuje mnie to, że chciałbym się już ustatkować. Przed terapią nie wiedziałem jak wygląda normalna rodzina, teraz wydaje mi się, że wiem i mam na te zmiany coraz większy apetyt.

Rozmawiała Ewa Bukowiecka
fot. iStock

Źródła: Sharon Wegscheider-Cruse, Nowa szansa. Nadzieja dla rodziny alkoholowej, Instytut Psychologii Zdrowia, Warszawa 2000

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *