„Przeżyłam 25 lat, robiąc wszystko, aby ten człowiek nie pił, a powinnam była robić wszystko, aby nauczyć się nie zwracać uwagi na to, że on pije.” Dziś Barbara wie, jakie błędy popełniała w przeszłości. Wie też, że to nie ona jest winna choroby męża, choć on wmawiał jej to tak długo, że w końcu w to uwierzyła. Obecnie udziela się jako wolontariuszka w ośrodku leczenia uzależnień i pomaga innym. Jej leczenie jeszcze się nie skończyło, bo jak sama mówi – współuzależniony zawsze jest przed, w trakcie i po terapii.

 

Zignorowane ostrzeżenie

– Żony alkoholików bardzo często są postrzegane przez środowisko jako osoby niezrównoważone i dziwne, natomiast ich pijani mężowie, którzy potrafią wspaniale, uprzejmie i grzecznie się zachowywać, uchodzą za fajnych facetów. To są tak zwani czarujący alkoholicy. – tłumaczy Barbara. Taki też był jej mąż.

Poznali się w miejscowości, do której przeprowadziła się wraz z dziećmi ze Śląska. Ze względu na częste choroby dzieci postanowiła zmienić im otoczenie i zamieszkać na wsi, gdzie zaoferowano jej pracę. Samotnej matce w nowym środowisku było jednak ciężko. Dlatego też, kiedy poznała Marka, zdecydowała się wejść w nowy związek. Uznała, że synowi przyda się męski wzorzec w domu, a jej przyszły mąż wydawał się być porządnym człowiekiem. Zanim się pobrali, mieszkali razem dwa lata. Barbarze wydawało się, że przyszłego męża zdążyła poznać dość dobrze, jednak jak się później okazało, myliła się.

Problemy z alkoholem nie zaczęły się od razu. A może po prostu nie od razu je zauważyła? Mąż Barbary wywodzi się ze środowiska, w którym picie dużych ilości alkoholu jest normą. Spożywanie procentów przez młodzież również nie jest niczym niezwykłym – często ma miejsce nawet w rodzinnym domu, za przyzwoleniem rodziców. Marek wyznał jej kiedyś, że po raz pierwszy upił się mając 13 lat, podczas gdy ona sama spróbowała alkoholu mając dopiero lat 20. Uznała to za szczeniacki wybryk – wtedy jeszcze nie wiedziała, że był to pierwszy sygnał ostrzegawczy…

Picie u męża Barbary było na porządku dziennym. Początkowo niegroźne, z czasem przybrało na sile – codziennie piwo, czasem też wódka. Później pojawiły się coraz częstsze kłótnie, których zapalnikiem mogło być dosłownie wszystko.  – Po alkoholu zawsze była w domu awantura, bo zawsze musiał się do czegoś doczepić. Albo coś zrobiłam albo czegoś nie zrobiłam, to źle się popatrzyłam, to źle stanęłam –  każdy powód był dobry, żeby wszcząć awanturę, pobić mnie lub zniknąć z domu na kilka dni. – wspomina kobieta.

Wstydliwe siniaki

Fizyczne i psychiczne znęcanie się na nią i jej dziećmi szybko stało się codziennością. Mimo to kobieta nie umiała przerwać tego błędnego koła i wierzyła, że uda jej się opanować nałóg męża. Nie wiedziała jednak, jak pomóc jemu i – przede wszystkim – sobie. Liczyła, że może wszystko jakoś samo się poukłada, rozwiąże… I brnęła w to coraz głębiej. Ukrywała przed otoczeniem alkoholizm małżonka. Ze wstydu. Kiedy musiała iść do pracy z podbitym okiem, robiła po prostu mocniejszy makijaż. Jej słabość była mężowi na rękę. Nikt z otoczenia nie wiedział o jego uzależnieniu. Jako osoba napływowa, Barbara bała się opinii środowiska, tym bardziej, że on zachowywał wszelkie pozory bycia przykładnym mężem i ojcem. Tymczasem ona uchodziła za osobę nerwową. Marek zastraszał ją i odcinał od otoczenia, którym zręcznie manipulował. W pewnym momencie kobieta zrozumiała, że jest absolutnie sama i nie ma obok siebie nikogo. Za to wszystko było na jej głowie – dom, płatności, wychowanie dzieci… Mąż obwiniał ją o codzienne problemy, trudności finansowe, o swoje picie, co w końcu doprowadziło do tego, że zachorowała na depresję. W pewnej chwili myślała nawet o samobójstwie…

– Alkoholik to jednostka niedojrzała emocjonalnie, która nie potrafi brać odpowiedzialności za życie swoje i innych. Dlatego szuka osoby takiej jak ja, na której będzie się mógł wesprzeć, która zapewni mu wszystko, co trzeba – dach nad głową, gorącą zupę. On sobie to wszystko oczywiście odpowiednio wypracuje, że taka kobieta, która jest obok, ugotuje mu obiad, posprząta, wypierze, pójdzie do pracy i na niego zapracuje. Alkoholik jest mistrzem manipulacji. Wie dokładnie, jaką osobę wybrać, żeby móc ją potem w taki sposób niszczyć…

Nieoczekiwana zmiana

Przełom w życiu Barbary nastąpił niespodziewanie. Podczas jednej z awantur dorastający syn postawił się ojczymowi, stając w obronie matki. Zagroził mu, że jeśli jeszcze raz ją uderzy, to on nie pozostanie mu dłużny. Wtedy przestał znęcać się nad rodziną. Uświadomił sobie, że nie ma już nad synem Barbary przewagi i musi ustąpić. Od tamtej pory zaczął też coraz rzadziej pojawiać się w domu, nie przestając jednak pić. W końcu, grożąc, że wyrzuci go z domu, Barbarze udało się zmusić męża do leczenia. – Przestał pić, ale oczywiście postanowił, że da sobie radę sam, więc przez tydzień potwornie chorował – cały się trząsł i pocił… A później wylądował w AA. W trakcie uczęszczania na mityngi poznał mechanizmy choroby alkoholowej, ale nie zrozumiał swoich win, a co więcej – poczuł się jak bohater. Pomimo to, że nie pił, nie zmieniło się jego zachowanie względem bliskich. Nagle zechciał być głową rodziny, przez co nieporozumienia tylko narastały. Nadal prowokował kłótnie, po których obrażony znikał bez słowa na kilka dni. Na spotkaniach AA poznał też inną kobietę. Kiedyś wyrzucił Barbarze w gniewie, że ona go nigdy nie zrozumie, bo alkoholika może zrozumieć tylko inny alkoholik. Wtedy kobieta przestała walczyć o męża, a zaczęła walczyć o siebie. – Wszystko dla niego mogłam zrobić i zrobiłam bardzo wiele, ponieważ go bardzo kochałam, ale alkoholiczką nie jestem i nigdy nie zostanę.

Krok naprzód

W końcu Barbara nie wytrzymała. – To było przed moimi imieninami, kiedy  małżonek po prostu obraził się na mnie, bo coś nie tak powiedziałam, więc postanowił mnie ukarać i wyjechać. Kiedy wrócił, czekałam już spakowana i powiedziałam, że teraz ja wyjeżdżam na kilka dni. To było na zasadzie odwetu. Ale właśnie wtedy coś już we mnie pękło. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do Lichenia. Chciała pomodlić się o jakąś zmianę w ich życiu – ale zmianę w mężu, nie w sobie. W Licheniu Barbara przypadkiem trafiła do Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym. W tym czasie odbywały się tam rekolekcje dla osób współuzależnionych, na które też została skierowana. Kiedy katecheta mówił o przebaczeniu, w kobiecie zrodził się bunt. Wykrzyczała przy wszystkich zgromadzonych, że nie jest już w stanie dłużej wybaczać. Rozpłakała się, po czym wybiegła z sali. Wtedy ksiądz, dyrektor Centrum, zaproponował jej pomoc. Barbara przyjęła ją bez oporów. Zobaczyła, że są wokół niej ludzie, którzy przeszli to, co ona i którzy chcą ją wspierać. Wtedy zrozumiała też, że jest współuzależniona. Tak rozpoczęła się jej przemiana.

W ośrodku Barbara została dłużej niż planowała, bo aż dwa tygodnie. Do domu wróciła pełna nadziei i z takim błyskiem w oczach, że jej mąż – jak dziś wspomina – aż się tego wystraszył. Nie była już tą samą osobą. Przede wszystkim nauczyła się mówić „nie”, nie pozwalała się obrażać ani wciągać w emocjonalne gry. Przestała bać się męża, zaczęła żyć swoim życiem i robić to, co uważała za stosowne. W końcu Marek zrozumiał, że nie ma już nad nią żadnej mocy i wyprowadził się.

Barbara kontynuowała terapię rozpoczętą w Licheniu, zaczęła też uczęszczać na spotkania grup Al-Anon. Sama została również wolontariuszką w Centrum Pomocy Rodzinie i dziś pomaga innym współuzależnionym. Od momentu jej zmiany minęły 3 lata. Barbara wróciła do pracy, jest w szczęśliwym związku. Wreszcie czuje się całkowicie spełniona, doceniona i kochana. Jej terapia jeszcze się jednak nie skończyła. – Każda osoba współuzależniona jest zawsze przed terapią, w trakcie terapii i po terapii. Nowy etap w życiu powoduje, że coś się zmienia i wtedy mogą wrócić stare schematy zachowań. Dlatego też pozostaję czujna.

Rozmawiała: Anna Góra

fot. iStock

Komentarze

Irena2014-05-18 17:53:25

Miałam podobną sytuację, 10 lat chodzę na Al-Anon.

Majka2014-05-18 15:52:22

Żyłam z alkoholikiem ponad 20 lat, ale tak naprawdę - wydawało mi się tylko, ze żyję - to nie było życie. Liczył się tylko ON. Moje życie sprowadzało się do dwóch kolorów, białego - kiedy nie pił, czarnego - kiedy zaczynał pić. Tkwiłam w tym przez kilka lat- w nieświadomości, że i ja jestem ważna, że przede wszystkim ja potrzebuję pomocy, że oprócz dwóch kolorów istnieją inne - ciepłe. Chciałam odejść, ale stwierdziłam, że się nie poddam. Walczyłam ze sobą, z chorobą mojego alkoholika. Moja walka przyniosła skutki. Oboje przeszliśmy terapie. Przestał pić, leczył się 5 lat..do dzisiaj jest trzeźwym alkoholikiem, ale nie jesteśmy już razem. Po 21 latach związku powiedział mi, że mnie nie kocha, zakochał się w innej kobiecie.Powiedział również, że ma prawo do szczęścia, miłości. Pozwoliłam mu odejść, to ja złożyłam pozew o rozwód. Dzisiaj już wiem, że osoba współuzależniona dłużej zdrowieje, ale wiem też, że dopiero dzisiaj kiedy już nie jestem z nim - wracają do mojego życia wszystkie kolory tęczy. Chcę jeszcze dodać, że nie żałuję mojej decyzji zostania z nim, kiedy pił - pomogłam mu, i jestem z tego dumna.

Alicja 22482014-05-18 10:34:15

Przeszlam takie samo pieklo,dzieci sie odwrocily i trzymaly z tatusiem alkoholikiem.Ich zwiazki sie rozpadly,przezylam zalamanie/proba samobojcza/Dwa lata pracy z psychologiem i psychiatra pomogly uwierzyc w siebie.Kochanka zmusila bylego meza do terapii AA ale jakie tego skutki to juz nie moj problem.Dzieci odzyskalam,jestem wolna,wyzwolona kobieta.KOBIETY NIE BOJCIE SIE mowcie o swoich problemach a napewno znajdziecie wsparcie!!!!

Nikt2014-05-18 07:24:40

Jestem ofiarą alkoholizmu męża, to ja jestem zła, to ja jestem winna.

A2014-05-17 22:19:24

Skąd ja to znam? :(

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *