Dawniej kobiety nie piły alkoholu, dziś jest to normą. Pijemy coraz częściej i silniej się uzależniamy. Pojawił się również problem wysokofunkcjonujących alkoholiczek, którym trudniej jest dostrzec, że alkohol zdominował ich życie. „Kobiety mają gorzej” – stwierdziła w naszej rozmowie podczas V Kongresu Kobiet Ewa Woydyłło-Osiatyńska, doktor psychologii i psychoterapeutka od lat zajmująca się leczeniem uzależnień. Dlaczego? Na to i inne pytania odpowiedź znajdziesz poniżej.

 

Dorota Bąk: W jednym z wywiadów na temat Pani książki „Podnieś głowę” wspomniała Pani, że „kobiety mają gorzej” jeżeli chodzi o alkoholizm i problemy związane z uzależnieniami. Czy to nie jest jednak tak, że choroba – niezależnie od płci – zawsze jest taka sama?

Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Choroba jest ta sama, natomiast zarówno przebieg, możliwości wyjścia z tej choroby, jak i uzyskanie wsparcia po terapii jest dla kobiet trudniejsze. Wiąże się to z naszą bardzo skomplikowaną fizjologią, ze strukturami zwłaszcza w sferze hormonalno – fizjologicznej, które powodują, że – na przykład w odniesieniu do alkoholu – kobieta uzależnia się niezwykle szybko, a nawet używa się sformułowania „teleskopowo”, błyskawicznie. W swojej praktyce rzeczywiście widywałam setki pacjentów, a wśród nich wiele kobiet, które w odstępie kilkunastu miesięcy znalazły się na dnie. W przypadku mężczyzn zwykle proces uzależnienia jest dość długi, co by znaczyło, że kobiety łatwiej i szybciej się uzależniają, a destrukcja chemiczna organizmu przebiega głębiej. Nie będę wchodzić w szczegóły, dlaczego tak jest. Po prostu tak specyficzna jest biologia kobiety. Ale to nie jest jedyna różnica. Bardzo istotne jest również to, że kobiety bardziej się wstydzą tego problemu. W naszej mentalności i odbiorze publicznym w stosunku do kobiety panują dużo wyższe oczekiwania. Ponieważ alkoholizm jest chorobą degradującą ze względu na zachowania, które towarzyszą upojeniu alkoholowemu, wobec tego to, co uchodzi mężczyźnie, kobiecie już nie ujdzie. Dlatego kobiety bardziej się wstydzą, a skoro się wstydzą, to też bardziej ukrywają. A gdy ukrywa się problem, to on dłużej ma szansę się rozwijać i doprowadzić do zaawansowanej fazy uzależnienia. Takie przyczyny powodują, że mamy do czynienia z poważniejszym problem, chociaż faktycznie choroba, jej dynamika oraz działanie toksyczne alkoholu są identyczne. Należy również pamiętać o tym, że samo leczenie, zdrowienie, to nie jest kwestia wyłączenia się z realnego życia na kilkanaście dni, kilka tygodni, czy nawet parę miesięcy. Uzależnienie, zresztą nie tylko od alkoholu, wymaga długotrwałej, świadomej pracy nad sobą, żeby nie nastąpił powrót do nałogowego zachowania. A coś, co wymaga długotrwałego czuwania i uwagi, wymaga też czasu, wsparcia otoczenia, warunków, np. żeby chodzić na mityngi. Rodzina i bliscy rzadko kiedy to rozumieją w odniesieniu do kobiet. Wobec tego panie, które nawet kończą terapię i mają motywację do tego, żeby nie powrócić do nałogu, gdy mają zajmować się podtrzymywaniem swojego trzeźwego życia, spotykają się z oburzeniem i słowami: „Jak to? Gdzieś wychodziłaś, jak piłaś, a teraz znowu gdzieś chcesz łazić?”. Więc niezrozumienie, brak troskliwości i wsparcia, powodują, że kobietom jest trudniej również na tym etapie.

D.B.: A jak wiele kobiet trafia do leczenia?

E.W.O: Na leczeniu jest zwykle około jedna czwarta pań w stosunku do liczby mężczyzn. Myślę, że to mniej więcej równa się skali tego problemu wśród kobiet. Zagadnienia, które wiążą się z uzależnieniem, są mało matematyczne, mało wyraziste, bo też samo uzależnienie nie jest jednostką ściśle zdefiniowaną. Bo jeśli ktoś upije się trzy razy, to jest uzależniony, czy nie? Jeżeli w tym czasie wsiądzie do samochodu i po pijanemu spowoduje wypadek albo zabije dziecko, to ponosi straszliwe konsekwencje, ale jest uzależniony, czy nie? Jeśli ktoś wsiada po alkoholu do samochodu wiedząc, że tego nie wolno, to chyba nie mógł się powstrzymać… A jeżeli ktoś nie może się powstrzymać, to mówimy, że jest uzależniony. Ale widzi Pani, nawet teraz, gdy o tym rozmawiamy, pojawiają się wątpliwości: „Zaraz, zaraz, a może jednak nie”.

D.B.: Kobiety piją dziś więcej?

E.W.O.: Współczesne kobiety piją dużo częściej, bo kiedyś w ogóle nie używały alkoholu. Piły komediantki, staruchy, albo kobiety z marginesu społecznego. Natomiast młode panie nie brały alkoholu do ust. Dzisiaj jest to norma. Być może w małych miastach jeszcze nie, ale w Warszawie czy innych aglomeracjach przy stolikach w ogródkach kawiarnianych lub pubach bardzo często widzi się same kobiety. I ta odmiana powoduje, że prawdopodobnie więcej kobiet z czasem się uzależni, zwłaszcza gdy będą nieostrożne, gdy będą używały alkoholu nie mając pojęcia, że w tej chemii kryje się zagrożenie. To jest tak, jakbyśmy nagle widziały, że codziennie zjadamy po kilka pączków. Mało która kobieta sobie na to pozwala, zwłaszcza dbająca o siebie, żyjąca na pewnym poziomie, mająca świadomość swojego ciała. Przecież nie umawia się Pani z koleżankami do kawiarni na 5 pączków. A wypijanie 3 – 4 piw stało się właściwie rutyną, jeśli chodzi o bywalców i bywalczynie, bo oczywiście nie wszystkie w tym modelu się mieścimy. Ale te osoby będą niestety narażone na groźne skutki.


D.B.: Na czym polega problem wysokofunkcjonujących kobiet w kontekście alkoholu?

E.W.O.: Gdy jest się szefową, pracuje w korporacji, chodzi do pracy na wysokich obcasach i gdy kierowca czeka pod biurem z samochodem, to bardzo trudno w takiej roli spotkać się z uwagami krytycznymi bądź ostrzeżeniem. Takie osoby uzyskują status – nazwijmy to – swoistej nietykalności. Słyszy się wtedy „No, nie mogę nic powiedzieć, bo to jest moja szefowa”. Wobec tego zarówno kobiety, jak i mężczyźni na wysokich stanowiskach lub osoby zajmujące pozycje medialną, celebrycką albo publiczną, wymykają się takiej, powiedziałabym, koleżeńsko – rodzinno – towarzyskiej kontroli społecznej. W związku z tym skoro osoba jest nietykalna, może pozwolić sobie na to, co chce. I niestety coraz częściej zdarzają się przypadki, gdy kobiety albo mężczyźni wysokofunkcjonujacy mają poczucie całkowitej bezkarności. Z tym wiążą się też pieniądze – zapewne dałoby się zmierzyć statystycznie korzystanie z usług odtruwających lekarzy. W momencie, gdy ktoś się upije i potem cierpi z powodu tzw. kaca, to wzywa do domu lekarza z kroplówką lub zastrzykami i za kilkanaście godzin znowu jest gotowy i sprawny do pracy. Doraźnie to fantastyczny ratunek, natomiast w planie długofalowym jest to wielkim zagrożeniem dla zdrowia, tym bardziej jeśli się z tego wyciąga fałszywy wniosek, że skoro jest sposób na to, by szybko powrócić do sprawności fizycznej i umysłowej, to znaczy, że nie ma się problemu. Osoby, które mają taki tryb i styl życia, często tak o sobie myślą. Mówią: „Przecież w pracy jestem zawsze bez zarzutu. Jak mam poważne konferencje czy prezentacje rano, to zawsze jestem w pełni przygotowana”. No tak, tylko że całą poprzednią noc wlewałaś w siebie chemię, która nie wiadomo jakie skutki przyniesie – bo to jest przecież okupione rozmaitymi konsekwencjami, których doraźnie, dzisiaj czy jutro, nie widać.  Natomiast z czasem organizm staje się wyniszczony.

D.B. Chyba też trudniej jest dostrzec ten problem otoczeniu, np. rodzinie wysokofunkcjonującej alkoholiczki?

E.W.O: Zgadza się. To wszystko razem składa się na taki syndrom, który sprawia, że powstało już nawet to pojęcie: „wysokofunkcjonujacy alkoholik”. Jest to ktoś, kto funkcjonuje, a więc wytrąca nam z ręki argument, że problem istnieje. Zwłaszcza teraz, gdy wartość człowieka mierzy się pracą. Osoby, które mają problem i zajmują wysokie stanowiska mówią: „Ja jestem szefową, i świetnie działam, mam doskonałe wyniki, odnoszę sukcesy, wobec tego nie mam problemu”. Przy czym problem dotyczy na przykład tego, że dziecko płacze lub że mama nie śpi w nocy, bo się martwi, albo tego, że kolejny mężczyzna odchodzi, bo nie wyobraża sobie życia z kimś, kto jest tak nierówny i podlegający zmiennym nastrojom.

D.B.: Co to oznacza, że „osoby współuzależnione kochają za mocno”?

E.W.O: Współuzależnieni z powodu troski, miłości, lojalności i poczucia odpowiedzialności ponoszą konsekwencje czyjegoś picia. Jakie są to konsekwencje? Zamartwiają się, smucą, stopniowo przestają dbać o własne potrzeby, zaniedbują własne obowiązki. Często się zdarza, że jeżeli żona alkoholika bardzo przejmuje się jego piciem, to powoli staje się niedobrą matką: obojętną, krytyczną lub nieobecną, wiecznie zmartwioną, spłakaną, albo też taką, która nie ma czasu zająć się potrzebami swoich dzieci. Współuzależnienie to skutki czyjegoś uzależnienia przeżywane przez najbliższą osobę, przy czym dramatycznym zjawiskiem jest to, że w różnym stopniu podlega temu cała rodzina, a nawet dalsze otoczenie – koledzy z pracy, znajomi. Jeśli pracujemy z koleżanką, która pije coraz więcej, to od czasu do czasu odbija się to na jakości jej pracy, a my musimy za nią nadrabiać zaległości, albo na przykład kłamać szefom. A to też jest koszt.

D.B.: Czy współuzależnienie wynika z choroby, czy jest to raczej reakcja na stres lub zaburzenie osobowości?

E.W.O: Jest to jeszcze jeden przejaw miłości – nadmiernej, nadopiekuńczej. Dlatego że bardzo kogoś kochamy albo nam na kimś zależy, w niemądry sposób próbujemy mu „pomagać”, ale w rzeczywistości nie pomagamy – naszym postępowaniem nie sprawiamy, że dana osoba przestaje dane zachowanie przejawiać, tylko właściwie ułatwiamy jej dalsze tkwienie w tym problemie. W takim sensie powodami współuzależnienia są więzi, bliskość, lojalność, współodpowiedzialność, czyli dobre cechy, ale mogą się także pojawiać uczucia złości, gniewu, oburzenia, rozpaczy. Jednak zawsze zaczyna się od tego, że bardzo nam na kimś zależy. Tak bardzo, że usiłujemy tuszować, ukrywać, udawać, że nie dostrzegamy problemu, albo kontrolować – wylewać alkohol, przyprowadzać, odprowadzać, zabierać kieliszek, nie wypuszczać z domu, zabierać kluczyki od samochodu. Jedno i drugie prowadzi do progresji uzależnienia. Dobra miłość to mądra miłość, po angielsku „tough love”, czyli twarda miłość, niedopuszczająca do krzywdzenia siebie i innych. Ją można scharakteryzować słowami: „Ponieważ zależy mi na Tobie, to muszę Ci powiedzieć, że twoje postępowanie jest niedopuszczalne, oto wypowiedzenie z pracy, wpiszę datę, jeżeli nie pójdziesz się leczyć”. Taka twarda, miłość powstrzymuje przed spadnięciem w przepaść.


D.B.: A czy współuzależnienie zawsze wymaga leczenia?

E.W.O.: Terminem „leczenie” nazywam na ogół różne procedury kliniczne. Niektórym wystarczy jedna rozmowa, podczas której dana osoba uświadomi sobie, co do tej pory wyrabiała. Bo współuzależnienie jest pewnym nawykiem zachowań, które – tak jak inne nawyki – można dostrzec we własnym zakresie, ale zwykle z czyjąś pomocą. Istnieją też nieprofesjonalne grupy wsparcia dla współuzależnionych, np. Al – Anon, czyli 12-krokowa wspólnota, nie będąca terapią, ale mimo to działa bardzo skutecznie. To jest trochę tak, jak przepisy kulinarne: czy trzeba pójść do szkoły kucharskiej, żeby nauczyć się smacznie gotować?

D.B.: Kobiety współuzależnione mają zaniżone poczucie własnej wartości…

E.W.O.: Oczywiście.

D.B.: Jak mogą je odbudować?

E.W.O: Po prostu tak, że dotrze do nich jedno: uwierzą, że to nie one przyczyniły się do tej choroby. Kobiety często słyszą od bliskich uzależnionych – od swojego ojca czy męża: „To przez Ciebie piję, gdybyś była lepszą żoną, to bym nie pił. Jesteś okropna. To dlatego nie udało nam się życie, źle trafiłem. Jestem nieszczęśliwy w naszym małżeństwie i dlatego piję!”. W naszych bliskich relacjach jesteśmy szczególnie wrażliwi na oceny, opinie, osądy, krytyczne słowa bliskiej osoby, więc trudno byłoby od razu, jak tylko usłyszę, że to coś jest przeze mnie, uznać i powiedzieć sobie: „On się myli”. Najczęściej myślimy sobie: „O Boże, na pewno ma rację”. A jeśli powtórzy to jeszcze kilka osób, np. teściowa powie: „Wcale się nie dziwię, że on pije, skoro ma taką żonę”, to siłą rzeczy zaczynam wchłaniać to poczucie winy, wstyd, to straszliwe przygnębienie, że przyczyniam się do czegoś, co mnie samą tak strasznie rani. No i poczucie wartości jest wtedy zagrożone.

D.B.: A w jaki sposób rodzina powinna pomagać?

E.W.O.: Tak jak pomaga. Nie ma jednej recepty, według której rodzina powinna postępować. Im szybciej ktoś się wyedukuje, przeczyta odpowiednią ulotkę, broszurę, pójdzie na mityng otwarty AA, zapyta kogoś, kto w poradni prowadzi spotkania dla współuzależnionych i dowie się, że tak najczęściej bywa i przełoży to na własne doświadczenia, tym lepiej. I od tego momentu oczywiście warto szukać dalej. Popularnej literatury na ten temat jest mnóstwo. Dzięki portalom internetowym, takim jak wasz, można jednym kliknięciem klawisza, siedząc we własnym fotelu, znaleźć się wśród osób, które dadzą prawdziwe odpowiedzi, wskazówki i pokażą, co należy robić, a czego nie.

D.B.: Czy współuzależnienie występuje też w innych uzależnieniach niż alkoholizm?

E.W.O.: Tak. Co więcej, współuzależnienie występuje nawet w takich przypadkach, które nie mają nic wspólnego z uzależnieniem. Jeśli np. mam dziecko, które się nie uczy albo jest niesprawne umysłowo, to jeżeli będę to ukrywać, udawać przed światem, że wszystko jest w porządku, to ja – najczęściej z poczucia winy i zawstydzenia – będę brała na siebie niewykonalne trudy ukrywania swego sekretu, jednocześnie krzywdząc to dziecko, podobnie jak żona alkoholika krzywdzi alkoholika tym, że go kryje. Czyż nie lepiej byłoby przyznać, że ma się problem i pójść z takim dzieckiem do pedagoga specjalnego, szkoły specjalnej bądź poszukać innej pomocy? Współuzależnienie polega na ukrywaniu sekretu i nieszukaniu pomocy. I w tym sensie jest to zjawisko uniwersalne i może dotyczyć wielu ludzkich problemów.

D.B.: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Dorota Bąk
fot. iStock


Ewa Woydyłło-Osiatyńska
jest doktorem psychologii i od lat zajmuje się leczeniem uzależnień. Od 1989 roku kieruje w Fundacji Batorego programem edukacji nt. uzależnień w Polsce i za granicą. Autorka wielu książek, m.in.: „Wybieram wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień”, „Zaproszenie do życia”, „Podnieś głowę”. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie w Poznaniu i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Wykształcenie psychologiczne zdobyła w Antioch University w Los Angeles, doktorat z psychologii obroniła na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Otrzymała też wiele odznaczeń za osiągnięcia w dziedzinie terapii i profilaktyki uzależnień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *