Z czym kojarzą się Wam określenia „narkoman” lub „alkoholik”? Z osobą chorą czy może kimś żyjącym na marginesie społeczeństwa? Jak uważa Piotr Bakuła, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień, warto zastanowić się, czy używając tych określeń nie narażamy osób uzależnionych na nieprzyjemności i czy nie oddalamy ich od powrotu do życia bez nałogu… Pozytywna terminologia jest w stanie wyzwolić zasoby człowieka, wspierające zmianę i dające nadzieję. (…) Celem jest dotarcie do stanu, w którym pacjent wie, że ma problem, oraz że powrót do używania substancji skończy się dla niego kolejną porażką, natomiast nie jest zamknięty w „Matrixie” swojego trzeźwienia – twierdzi Piotr Bakuła, który zachęca do dyskusji o współczesnym języku terapeutów.

 

Ewa Bukowiecka: O dzisiejszym języku terapeutów mówi Pan „owoc drzewa zatrutego”. Czym w tej metaforze jest „drzewo zatrute”?

Piotr Bakuła: To skrót myślowy mający zwrócić uwagę na to, że język psychoterapii uzależnień jest zdeterminowany negatywnie nacechowanym podejściem do osób uzależnionych. W historii medycyny europejskiej zaburzenia psychiczne, a w szczególności zaburzenia spowodowane używaniem substancji psychoaktywnych, były traktowane w kategoriach religijnych, etyczno-moralnych, jako wynik opętania, złego prowadzenia się, upadku moralnego, grzechu lub niedostatecznej samodyscypliny. I tak, jak tzw. duża psychiatria poradziła sobie z tym problemem, wprowadzając język opisujący zaburzenie i szukając źródeł poza sferą moralności oraz etyki, tak psychoterapia uzależnień wciąż tkwi w okowach myślowych XIX i XX-wiecznych ruchów abstynenckich.

E.B.: Myśląc o nieodpowiedniej terminologii, jakie dokładnie określenia ma Pan na myśli?

P.B.: „Pijak”, „alkoholik”, „narkoman”, „współuzależniona”, „ofiara przemocy”, „DDA” „pracoholik”…

E.B.: Co niewłaściwego jest w tych określeniach? Czy mają jakieś podszycie znaczeniowe niekorzystane dla osoby uzależnionej? Jakie stereotypy kryją się za poszczególnymi terminami?

P.B.: Proszę wziąć dowolną grupę osób, mogą to być również psychoterapeuci i sprawdzić, jakie skojarzenia mają z powyższymi określeniami. Robiono takie badania w Wielkiej Brytanii i wyniki były bardzo niepokojące. Profesjonaliści pracujący z osobami uzależnionymi do słów „alkoholik” czy „narkoman” dopisywali całą paletę negatywnych skojarzeń. Dziesiątki lat walczono z „plagą alkoholizmu” i „epidemią narkomanii”. Co więcej, konsumentów substancji psychoaktywnych przedstawiano jako moralnie zepsute jednostki, nosicieli chorób, którzy zachowują się niegodnie i pozostają na bakier z prawem. Problem substancji zmieniających świadomość był i dalej jest rozpatrywany w kategoriach prawa i jego łamania, a nie w kategoriach zdrowia publicznego… Takie określenia niosą więc za sobą negatywne konotacje oceniające człowieka, a nie jego zachowanie. Są skrótem myślowym, stereotypem, diagnozą binarną opisującą dwa stany – zaburzenie lub jego brak. Tymczasem zachowanie człowieka, również w kontakcie z substancjami zmieniającym świadomość, można opisać raczej jako miejsce na osi zdrowie – choroba. W klasyfikacjach przyczyn chorób i zgonów nie ma diagnozy „alkoholizm”, „narkomania”, „lekomania”. Występują natomiast „Zaburzenia psychiczne i zachowania spowodowane używaniem substancji psychoaktywnych”, co oznacza, że używanie tych substancji może powodować szeroko rozumiane konsekwencje, lecz nie stanowi podstawy do nadania komuś etykiety tożsamościowej.

E.B.: Czym może skutkować używanie takiej terminologii?

P.B.: Warto się nad tym zastanowić i to przedyskutować. Jeżeli kogoś nazwę alkoholikiem to określam nie tylko zachowanie, ale też jego tożsamość. Są szkoły twierdzące, że osoba uzależniona musi się skonfrontować ze swoim zachowaniem i w konsekwencji musi zacząć określać siebie mianem alkoholika, narkomana lub patologicznego (sic!) hazardzisty. Myślę, że – po pierwsze – jest to dla wielu osób zbyt trudne, a po drugie zastanawiam się czemu to ma służyć? Wszak osoba, która przejawia zakłócenie czynności psychicznych pod postacią fobii nie musi uznać swojej nerwicowej tożsamości. Mam też wrażenie, że czasem służy to budowaniu i wzmacnianiu „ego” terapeuty, jako osoby stojącej po drugiej stronie barykady oddzielającej świat „normalnych” i świat „zaburzonych”.


E.B.: Według terapeutów uzależnień pracujących w modelu Minnesota opory przed użyciem słowa „alkoholik” nie wynikają z negatywnie nacechowanego znaczenia tego słowa, lecz z mechanizmu wyparcia choroby. Wielu uzależnionych ma problem, by powiedzieć o sobie „ja, alkoholik”, ale kiedy już im się to uda, niejednokrotnie czują ulgę. Pan jednak sądzi, że nie muszą używać tego słowa… Czy użycie innego określenia na tę chorobę nie przekreśli terapeutycznego wymiaru przyznania się do choroby?

P.B.: Jeżeli jakaś szkoła psychoterapii uzależnień będzie wymagać od pacjenta przyznania się do tego, że jest alkoholikiem i to zrówna się z podjęciem leczenia, to rzeczywiście pacjent mówiąc o sobie „ja, alkoholik” poczuje ulgę. Mam jednak wątpliwości czy przyjęcie heteronomicznej tożsamości jest potrzebą pacjenta, czy też terapeuty, który uważa, że bez tego słowa pacjent nie zmieni swojego życia. Nie stawiałbym tego problemu jako warunku sine qua non podjęcia zmiany. Wystarczy, że osoba uzależniona przyzna, że jej problemy wynikają ze sposobu kontaktowania się z substancją psychoaktywną i że ma ochotę czy potrzebę to zmienić… Skoro tak wiele wiemy o uzależnieniach, to może czas najwyższy przyjrzeć się też formom terapii, jakie proponujemy naszym pacjentom? Poprzednie i obecne stulecie to okres powstania wielu koncepcji wyjaśniających uzależnienie. Minnesota jest tylko jedną z nich. Oprócz traktowania uzależnienia jako specyficznej, różnej od innych, choroby pierwotnej, wyłoniły się koncepcje powstawania uzależnienia jako efektu samoleczenia, zachowania związanego z deprywacją potrzeb, czy też jako wynik dynamiki systemu rodzinnego. Dobrze wiemy, że człowiek plus substancja psychoaktywna nie musi się równać uzależnienie. Doskonałym dowodem na to jest medyczne używanie opioidów przez osoby cierpiące na przewlekły ból, które po odstawieniu tych substancji nie wracają do nałogu i nie poszukują narkotyku na własną rękę.

E.B.: Jakimi terminami można by zastąpić nieodpowiednie Pana zdaniem określenia?

P.B.: Zrobiłem sondę wśród swoich pacjentów. Okazało się, że dla nich zdecydowanie łatwiejsze do zaakceptowania i dające większą nadzieję jest określenie „osoba uzależniona”, „osoba z problemem uzależnienia”, „osoba z zespołem uzależnienia”, natomiast swój udział w terapii nazywali „zdrowieniem”, „zmianą”. Z kolei „współuzależnienie” określa osobę, która jest „współ”, czyli jest współwinna, współodpowiedzialna, „współ-chora”. Zatem używanie tego terminu przerzuca część odpowiedzialności na partnera/partnerkę osoby z problemem uzależnienia. Pragnę zauważyć, że – tak jak w przypadku alkoholizmu – nie ma rozpoznania współuzależnienia. Diagnozuje się je jako reakcję na przewlekły stres lub zaburzenia adaptacyjne, czyli często nieudane próby dostosowania się do dysfunkcji partnera/partnerki. Moim zdaniem bardziej profesjonalne będzie nazwanie tej sytuacji jako „pozostawanie w związku z uzależnionym partnerem/partnerką”. Profesjonaliści zajmujący się przemocą postulowali jakiś czas temu za zmianą określenia „ofiara przemocy” jako sformułowania wiktymizujacego, wikłającego w bycie ofiarą już na zawsze. Obecnie używa się określenia „osoba doświadczająca przemocy”. Zmiana niewielka, a jednak.

E.B.: Jakie znaczenie terapeutyczne miałaby zmiana dotychczasowych określeń?

P.B: Pozytywna terminologia jest w stanie wyzwolić zasoby człowieka, pomagające mu na drodze do zmiany, ponieważ daje nadzieję. Człowiek zdrowiejący, zmieniający swoje życie, wolny od używania substancji lub nałogowych zachowań, to człowiek zmieniający całe swoje funkcjonowanie psychospołeczne. Takie podejście ułatwia przejście do etapu rozstania się z używaniem substancji psychoaktywnych. Celem jest dotarcie do stanu, w którym pacjent wie, że ma problem, oraz że powrót do używania substancji skończy się dla niego kolejną porażką, natomiast nie jest zamknięty w „Matrixie” swojego trzeźwienia. Każdy z terapeutów w swojej praktyce zetknął się z osobami, które trzeźwieją od 15-20 lat i każdą czynność, jaką podejmują w życiu, traktują jako rzeczy sprzyjające lub zagrażające trzeźwieniu. Mam wrażenie, że nie o to do końca chodzi… Propozycja zmiany terminologii to nie zachęcenie do „rewolucji” w terapii uzależnienia w Polsce, a raczej forma antytezy, tak aby wszyscy zajmujący się problemem uzależnienia podnieśli poziom nauki. Mam nadzieję, że wokół tematu języka w terapii rozwinie się dyskusja i pojawią się kontrargumenty. Ponieważ największym wrogiem rozwoju jest dogmat, tylko spierając się, możemy się rozwijać.

E.B.: Dziękuję za rozmowę.

Autor: Ewa Bukowiecka
fot. iStock

Piotr Bakuła – specjalista psychoterapii uzależnień, kierownik poradni terapii uzależnień dla dzieci i młodzieży. Należy do rady programowej Szkoły Specjalistów Psychoterapii i Instruktorów Terapii Uzależnień CARE Brok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *