„U bliskich, podobnie jak u gracza, tworzą się mechanizmy, które zniekształcają rzeczywistość. Gracz przyłapany na uprawianiu hazardu twierdzi: „Nie gram”, „Tylko od czasu, do czasu – tak jak inni”. Gdy jego bliscy zauważają pierwsze niepokojące sygnały, często mówią: „To tylko zabawa”, „To nic poważnego”. Jest to faza wypierania problemu przez obie strony. Współuzależnieni nie wiedzą, w jaki sposób rozmawiać o swoim lęku, obawiają się, że partner rozzłości się, obrazi i wtedy właśnie pójdzie grać albo pić, czy – co gorsza – jedno i drugie. Zapominają przy tym, że zaprzeczanie problemom niestety nie powstrzymuje nałogu, a wręcz przeciwnie – nasila objawy.” – mówi Barbara Wojewódzka, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień. W jaki sposób patologiczny hazard wpływa na rodzinę i bliskich uzależnionego i gdzie mogą oni szukać pomocy?
Dorota Bąk: Czy mechanizmy współuzależnienia w patologicznym hazardzie różnią się od tych, które występują we współuzależnieniu od alkoholu?
Barbara Wojewódzka: Termin współuzależnienie nie dla każdego jest jasny. Wzbudza silne emocje, ponieważ określa funkcjonowanie dorosłych osób uwikłanych w relacje z uzależnionym. Partnerzy alkoholików czy hazardzistów buntują się na to współ – uzależnienie. Przecież ja nie gram, nie piję, to jak mogę być współuzależniona/y? Życie hazardzisty i jego rodziny ulega istotnym zmianom w związku z graniem. Przypomina to trochę układ słoneczny, gdzie po orbicie wokół hazardu krąży uzależniony – to jest jego centrum świata. Cała jego życiowa aktywność, z różnym nasileniem, wiąże się z chęcią grania. Po innych orbitach krążą jego bliscy, ale on nie jest już nimi zainteresowany, chyba że w jakiś sposób przybliżają go do celu, którym jest gra i oczywiście – wygrana. Nie ma znaczenia, czy dysfunkcja w rodzinie dotyczy substancji psychoaktywnej czy zachowania – stres jest taki sam. Lęk, wstyd, gniew, bezradność, czy ostatecznie rozpacz i utrata nadziei są emocjami, których doświadczają rodziny osób uzależnionych.
D.B.: Kiedy rodzina hazardzisty zauważa, że ich bliski ma problem?
B.W.: Niestety najczęściej za późno. Zazwyczaj wtedy, gdy pojawiają się problemy finansowe, np. gdy uzależniony przegra całą wypłatę albo wyczyści wspólne konto oraz kiedy do drzwi ich domu zapuka komornik, windykator, a czasami lichwiarz, czyli po prostu „światek przestępczy”. Często hazardzista ma objawy depresji, grozi samobójstwem lub stosuje przemoc wobec swoich bliskich. Oni z kolei zaczynają analizować wcześniejsze wydarzenia i przypominają sobie, że mąż, syn czy żona już od dawna byli nieobecni duchem, izolowali się od rodziny. Innym razem są to okresy niczym nieuzasadnionej euforii, nerwowości czy agresji. Hazardzista bywa rozrzutny, zwłaszcza gdy chodzi o granie, ale na co dzień uważany jest za bardzo skąpego. Generalnie ma specyficzny stosunek do pieniędzy.
D.B.: Na czym zatem polega współuzależnienie u bliskich hazardzisty? Czy przejawiają oni jakieś charakterystyczne zachowania?
B.W.: Zachowanie bliskich zmienia się wraz z rozwojem uzależnienia. Kiedy hazardzista nadużywa alkoholu, rodzina wcześniej zauważa problem, ponieważ trudno nie zwrócić uwagi na częste picie. Inaczej jest, gdy mamy do czynienia tylko z graniem – wtedy problem trudniej rozpoznać. Jednak nawet wówczas zachowanie takiej osoby na tyle się zmienia, że rodzina poszukuje odpowiedzi na pytanie, co się dzieje. Najczęściej stosowanymi w takim momencie sposobami weryfikowania rzeczywistości są kontrola i koncentracja na hazardziście – dokładnie tak samo, jak on zachowuje się wobec grania. Współuzależnieni zapominają o sobie, o swoich potrzebach, a jeśli są dzieci – to i o nich. Ciągła ambiwalencja prowadzi do zniekształcenia rzeczywistości. Zarówno uzależniony, jak i jego rodzina żyją iluzją, że mogą przechytrzyć chorobę.
D.B.: Czy można wyróżnić jakieś charakterystyczne etapy (fazy) współuzależnienia od hazardu?
B.W.: Zmiany w rodzinie nie pojawiają się nagle. Nawet jeśli partnerka czy partner od początku związku wiedzą o hazardzie, to zaprzeczają powadze problemu. U bliskich, podobnie jak u gracza, tworzą się mechanizmy, które zniekształcają rzeczywistość. Gracz przyłapany na uprawianiu hazardu twierdzi: „Nie gram”, „Tylko od czasu, do czasu – tak jak inni”. Gdy jego bliscy zauważają pierwsze niepokojące sygnały, często mówią: „To tylko zabawa”, „To nic poważnego”. Jest to faza wypierania problemu przez obie strony. Współuzależnieni nie wiedzą, w jaki sposób rozmawiać o swoim lęku, obawiają się, że partner rozzłości się, obrazi i wtedy właśnie pójdzie grać albo pić, czy – co gorsza – jedno i drugie. Zapominają przy tym, że zaprzeczanie problemom niestety nie powstrzymuje nałogu, a wręcz przeciwnie – nasila objawy. Ten kolejny etap to faza obciążenia. Hazardzista coraz więcej czasu poświęca na grę, a – co za tym idzie – przegrywa większe ilości pieniędzy. Koncentracja nad zdobywaniem nowych środków całkowicie go pochłania: nawet kiedy nie gra, planuje nowe strategie, systemy, zastanawia się, od kogo może pożyczyć pieniądze, aby oddać komuś innemu. Teraz te rozmyślania – już bardzo częste – odcinają go od realnego życia. Zaniedbuje obowiązki domowe, którymi obciąża pozostałych członków rodziny. Coraz trudniej radzi sobie z emocjami. Złość, wstyd, poczucie winy czy krzywdy są albo tłumione, albo impulsywnie rozładowywane. Stres w takiej rodzinie staje się coraz większy, więc u poszczególnych osób pojawiają się różne dolegliwości: bóle (głowy, mięśni, kręgosłupa), częste choroby, zaburzenia snu, kłopoty z apetytem. W fazie wyczerpania przytłaczający stan zagrożenia i wstyd, który wzmacnia izolację oraz niemożność wykrzyczenia tego co leży na sercu, powodują ogromne osamotnienie. Pilnie przestrzegane zasad: „nie mów”, „nie czuj”, „nie ufaj” utrudniają szukanie pomocy. Przecież: „brudy pierze się we własnym domu”, „nie kala się własnego gniazda”, a mówienie źle o ojcu czy matce jest traktowane jak grzech i zdrada. Bliscy szukają winnego takiej sytuacji, traktują hazardzistę jak małe, nieodpowiedzialne dziecko oraz stosują różne kary, aby powstrzymać go od destrukcji. Jego długi uważają za swoje i zaciągają pożyczki (w bankach, u znajomych), aby je spłacić. Nadal wierzą, że jeśli uregulują finansowe zaległości, to skończy się ich problem z hazardem. Po czasie orientują się, że całkowite wzięcie odpowiedzialności za gracza czy kontrolowanie jego zachowań jest nieskuteczne. Faza beznadziejności nasila stan zagrożenia, lęku o przyszłość – swoją i dzieci. Nie ma dnia, aby nie myśleli o skutkach grania. Nie pozwalają o tym zapomnieć także telefony – nie zawsze spokojne – z banków i firm windykacyjnych czy od komorników, rodziny i znajomych, od których hazardzista pożyczył pieniądze. Czasem w domu pojawia się jakiś „podejrzany” człowiek, który pyta o męża czy żonę. Oni sami zaczynają bać się otwierania drzwi, odbierania telefonów i wyglądają na bardziej przestraszonych niż do tej pory. Bliscy zastanawiają się, czy nie zaciągnęli długów w „światku przestępczym”. Do tej pory myśleli, że to zdarza się tylko w filmach, ale zaczynają dopuszczać taką ewentualność. Stan grozy jest nie do wytrzymania, wydaje się, że sytuacja jest bez wyjścia. Jedynym pragnieniem jest to, aby doświadczyć – chociaż przez chwilę – ulgi. U członków rodziny obserwuje się objawy depresyjne, myśli rezygnacyjne czy samobójcze. Czasami sięgają po alkohol lub leki, a niekiedy idą zagrać, bo może im uda się wreszcie wygrać i spłacić długi. Taki sposób radzenia sobie ze stresującą sytuacją jest nieskuteczny, podobnie jak nadmierna kontrola czy odpowiedzialność za hazardzistę, i może skończyć się uzależnieniem.
D.B.: Czy współuzależnienie dotyczy tylko partnera, czy też uzależnienie wpływa np. na zachowania dzieci hazardzisty?
B.W.: Rodzina jest jak naczynia połączone, więc każdy odczuwa dysfunkcję. Gdy jeden z rodziców gra, a drugi jest skoncentrowany na usuwaniu skutków jego uzależnienia, to dzieci często są bardzo osamotnione. Radzą sobie w różny sposób. Czasami starają się dorównać starszym i wchodzą w rolę, która pozwala przetrwać trudną sytuację, np. wspierają i pomagają w kontrolowaniu uzależnionego rodzica. Inne szukają sposobu ucieczki od problemu, np. znikają w świecie wirtualnym, albo rozpaczliwie próbują zwrócić na siebie uwagę, np. agresywnym zachowaniem. Zdarza się i tak, że dziecko chce łagodzić sytuację między rodzicami i próbuje wpływać na zmianę ich zachowania, czyli jest po prostu maskotką bądź błaznem. Oczywiście są to mechanizmy służące ochronie przed doświadczaniem rozpaczy i bezradności, jednak ostatecznie okazują się one nieskuteczne i mają długofalowe negatywne skutki.
D.B.: Czy w przypadku dzieci hazardzistów możemy mówić o syndromie podobnym do syndromu DDA?
B.W.: Syndrom Dorosłych Dzieci Alkoholików w największym skrócie oznacza doświadczanie cierpienia z przeszłości, co znacząco wpływa na jakość dorosłego życia. Może dotyczyć jakiejkolwiek innej dysfunkcji, która pozbawiła człowieka jego wewnętrznej mocy. Dzieci hazardzistów, podobnie jak alkoholików, są narażone na wieloletni stres, silne emocje, które nie pozwalają odpocząć od niszczącej sytuacji. Są to lęk, stan permanentnego zagrożenia, wstyd, niska samoocena, poczucie winy czy bezradności mimo dużych umiejętności i sukcesów. Nie każda jednak osoba, która wychowywała się w dysfunkcyjnej rodzinie, posiada te cechy. Najbardziej narażone na syndrom DDD są osoby, które w dzieciństwie przyjęły rolę tzw. bohatera rodzinnego i koncentrują się na potrzebach innych, są bardzo zadaniowi i odcięci od emocji.
Więcej o rolach przyjmowanych przez dzieci w rodzinie dysfunkcyjnej znajdziesz w „Role dzieci w rodzinie alkoholowej”.
D.B.: Z jakimi szkodami najczęściej spotyka się rodzina hazardzisty?
B.W.: Wydawać by się mogło, że najczęściej rodzinę hazardzisty dotykają problemy finansowe, jednak straty są znacznie poważniejsze. Partner nie przyjmie zaproszenia na weekendowy wyjazd za miasto, bo w piątkowy wieczór jego mąż/żona sprawdza wyniki wszystkich imprez sportowych i jeżeli nie będzie się go kontrolować, to na pewno zawrze zakłady bukmacherskie. Dzieci nie zapraszają znajomych do domu, bo być może akurat wtedy rodzice będą się kłócić, a im będzie wstyd. Albo nie idą na imprezę, bo nie ma nikogo w domu, a trzeba pilnować, aby osoba uzależniona nie wyniosła czegoś z domu. Od kilku lat nie jeżdżą też na wakacje, szkolne wycieczki, bo nie ma na to pieniędzy… Przy takiej emocjonalnej huśtawce bliscy sami tracą do siebie szacunek, mają coraz niższe poczucie własnej wartości i rzeczywiście zaczynają sami siebie obwiniać („Gdybym była inna, to on nie wychodziłby z domu”). Przestają zajmować się sobą, bo już nie ma na to czasu, więc często nie zauważają np. pogarszającego się stanu zdrowia. Tłumienie strachu, złości, wstydu czy „dziwnego” poczucia winy, że się czegoś nie zrobiło, powoduje u nich nasilające się bóle, trudności w spaniu, zaburzenia apetytu. Próbują radzić sobie z tymi kłopotami samodzielnie i niestety może się zdarzyć, że znajdują „szybko działający środek”, np. alkohol albo leki. Podobnie jak hazardzista zaprzeczają faktowi, że nie rozwiąże to ich problemów, a jedynie może być początkiem nałogu. Często tłumaczą to „zszarpanymi nerwami”, koniecznością bycia ciągle gotowym do działania („Gdybym położyła się po południu i pospała, to kto by za mnie zrobił obiad i przypilnował dzieci?”). Podejmując decyzje osoba współuzależniona przestaje brać pod uwagę partnera, bo na nim nie może się oprzeć. Czuje się osamotniona i wtedy – często nieświadomie – w obowiązki należące do dorosłych angażuje dzieci lub innych członków rodziny, np. matkę, a oni przejmują zadania uzależnionego, który przestał je wykonywać.
D.B.: Czy istnieje terapia dla osób współuzależnionych od hazardu?
B.W.: Pomagając osobom uzależnionym należy pamiętać, że nie żyją oni w odosobnieniu. Zakłada się, że skutków nałogu jednego hazardzisty doświadcza bezpośrednio około siedem osób . Z mojego doświadczenia wynika, że na pierwszą wizytę gracz przychodzi z kimś bliskim. Czasami jest to żona, innym razem znajomy lub pracodawca, któremu jest winien pieniądze. To dobry moment na wspólną rozmowę i przedstawienie oferty terapeutycznej dla każdego z nich. W poradniach leczenia uzależnień hazardzista najczęściej bierze udział w sesjach indywidualnych z terapeutą i grupach psychoedukacyjnych i terapeutycznych, w których uczestniczą także uzależnieni od alkoholu czy innych substancji psychoaktywnych. Czasami są też prowadzone grupy wyłącznie dla hazardzistów, ale najczęściej w większych miejscowościach, gdzie łatwiej je utworzyć. Należy pamiętać, że tylko niewielki procent uzależnionych podejmuje terapię (w Niemczech jest to 2,6%). Podobnie jest z rodzinami hazardzistów. Najpierw starają się radzić sobie sami, potem szukają pomocy u lekarza rodzinnego, któremu nie mówią o hazardzie bliskiego, tylko o swoich objawach, np. bezsenności, lękach. Niektórzy są kierowani do psychiatry lub sami decydują się na wizytę u niego i poprzestają na lekach, a tylko część z nich korzysta z pomocy psychologa czy terapeuty. A zdecydowanie najlepiej jest, gdy bliscy trafiają od razu do specjalistów, czyli do poradni leczenia uzależnień. Lista takich placówek znajduje się na stronie PARPA czy KBPN (również na naszej stronie w zakładce https://uzaleznienie.com.pl/wyszukaj-osrodek.html – przyp. red.). Decyzje o rozmowach na trudne tematy podejmuje się poszerzając świadomość, czyli zdobywając wiedzę na dany temat. Dlatego warto wszystkich zainteresowanych informować o literaturze dotyczącej patologicznego hazardu czy wskazywać pomocne strony internetowe. Jeśli ktoś nie ma dostępu do Internetu, może również zapytać lekarza rodzinnego czy kapłana o adres palcówki leczącej uzależnionych. W takich poradniach oferowana jest pomoc dla bliskich graczy, którzy uczestniczą w terapii razem z partnerami alkoholików, bo przecież tzw. mechanizmy współuzależnienia w przypadku każdego nałogu są podobne.
D.B. O czym powinni pamiętać bliscy uzależnionego, aby nieświadomie nie wspierali jego nałogu?
B.W.: Przede wszystkim powinni wierzyć swoim obserwacjom i odczuciom. Ważne jest też przerwanie milczenia – szukanie porady i pomocy u profesjonalistów czy w grupie samopomocy dla rodzin hazardzistów. Często też bliscy uzależnionego kłamią, aby chronić hazardzistę, a zapominają o tym, że dopóki uzależniony nie odczuje na własnej skórze konsekwencji choroby, dopóty nie zrobi nic, aby zmienić tę sytuację. Rodzina i bliscy powinni także pamiętać o tym, że nie są w stanie kontrolować uzależnionego, tak więc chodzenie za nim do lokali, w których gra, na nic się zda. W zamian należy zadbać o własne potrzeby – nie dopuszczać, aby to hazard był główny tematem zainteresowania, i pielęgnować swoje pasje. Ważna jest również wiarygodność i konsekwencja, zatem wszelkie groźby będą miały sens tylko wówczas, jeśli faktycznie dotrzymamy danego słowa. Po znalezieniu pomocy dla siebie, później – jeśli to możliwie – można podjąć próbę zmotywowania hazardzisty do podjęcia terapii lub wspierać go w szukaniu pomocy. Nie zniechęcajmy się jednak ewentualnymi nawrotami choroby – bądźmy cierpliwi i dajmy uzależnionemu i sobie niezbędny czas, ponieważ trwałe zmiany nie zachodzą z dnia na dzień.
D.B. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Dorota Bąk
Barbara Wojewódzka – certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień, członkini Krakowskiego Stowarzyszenia Terapeutów Uzależnień, kierowniczka Dziennego Oddziału Leczenia Uzależnień w Gnieźnie. Udziela pomocy osobom mającym problemy z alkoholem, narkotykami, hazardem czy Internetem, ich bliskim a także Dorosłym Dzieciom Alkoholików. Opracowała autorski program leczenia patologicznych graczy. Autorka artykułów, broszur i poradników dotyczących hazardu.
http://psychoterapia-gniezno.pl/