W naturze największą wartością jest życie, w świecie ludzkim – niekoniecznie. Wrogość lub obojętność opiekunów w dzieciństwie tłumią odruch działania w zgodzie ze swoimi potrzebami. Zaniedbywanie powoduje, że tworzymy wokół siebie wyimaginowane zastępcze światy, w których bezrozwojowo tkwimy, tym samym działając przeciwko sobie. Takimi psychicznymi azylami są też uzależnienia.

 

Obecnie większość psychologów podziela pogląd, że celem życia zdrowej osoby powinno być… samo życie, czerpanie z niego radości i rozwój. Jest to naturalne u zwierząt, które nie mają wątpliwości, czy powinny troszczyć się o swoje przetrwanie, a na zagrożenie życia odruchowo reagują agresją. Ludzie natomiast skłaniają się ku innej tendencji. Niejednokrotnie spotykamy osoby, które wchodzą w niekorzystne dla siebie sytuacje, godzą się na różne nadużycia. Często sami się też zastanawiamy, dlaczego robimy rzeczy, które nam nie służą i których tak naprawdę robić nie chcemy…

Ludzie tylko częściowo żyją w zgodzie z naturą. W dużej mierze na ich zachowanie wpływają też społeczeństwo i wychowanie. Naturalny odruch, aby dbać o swoje zdrowie i życie, mógł zostać zakłócony już w domu rodzinnym. Jeśli opiekun nie zaspokajał potrzeb dziecka, krzywdził przemocą, surową krytyką czy ośmieszaniem albo akceptował tylko wówczas, gdy pasowało do wyidealizowanego obrazu, mimowolnie nauczył je, że jego pragnienia nie są ważne. Tak dzieje się w domach, w których jeden z rodziców ma depresję, jest uzależniony albo – jako osoba narcystyczna – poważa w sobie i w innych tylko cechy zewnętrzne: urodę, siłę, sukcesy.

Dziecko, któremu rodzice pomogli zbudować podstawowe zaufanie do świata (basic hope) dzięki jednoczesnemu wspieraniu i wytyczaniu granic oraz odpowiedniemu odzwierciedlaniu jego uczuć, rozwija się zdrowo. Niemowlę ma poczucie, że istnieje, gdy może przejrzeć się w twarzy swojej matki, tzn. jeżeli opiekun właściwie reaguje na jego złość, smutek czy radość. Podobnie jak bez lustra nie wiemy, jak wyglądamy, tak bez rodzicielskich reakcji trudno nam zorientować się, jakie jest nasze wnętrze, co czujemy i w jaki sposób możemy zaspokajać nasze potrzeby w świecie zewnętrznym.

Jeżeli wspomniane odzwierciedlenie było zafałszowane albo było go za mało, z dzieci wyrastają dorośli, którzy nawykowo chowają swoje uczucia i potrzeby lub mylą je z wymaganiami i oczekiwaniami innych. Tacy ludzie łatwo ulegają presji społecznej, wiążą się z osobami, które ich wykorzystują. Często ciężko im dbać o zdrowie czy dobrostan materialny albo robić coś miłego dla siebie. Konflikt między ich wnętrzem a światem zewnętrznym może stać się tak duży i bolesny, że szukają miejsca-azylu, w których mogliby się schronić i poczuć ulgę.

Ulga nie wiąże się jednak wtedy z zaspokojeniem głębokich pragnień. Taki psychiczny azyl jest jak komfortowe więzienie: osoba może się w nim schować, ale kosztem rezygnacji ze swojej wolności. Takim azylem może być podporządkowanie się komuś w zamian za utrzymanie i ochronę. Azylem może być świat fantazji, skrajnie – urojenia psychotyczne. Azylem mogą też być rozmaite uzależnienia, począwszy od pracoholizmu, uzależnienia od ćwiczeń fizycznych bądź wydawania pieniędzy, a skończywszy na nałogowym używaniu szkodliwych substancji.

W uzależnieniu człowiek uspokaja się tylko pozornie. W rzeczywistości poświęca swoje wnętrze czemuś obcemu – czemuś, co daje obietnicę ulgi w zamian za całkowite posłuszeństwo, w tym za pozwolenie na dokonywanie zniszczeń. Wyśrubowane zadania, alkohol czy narkotyk są trochę jak mafia, która za opiekę i trzymanie z dala od realnych trosk pobiera wygórowany haracz.

Osoba, która zastanawia się nad wyjściem z uzależnienia, musi zatem najpierw podjąć decyzję, czy chce odgrzebać zakopane głęboko potrzeby i pragnienia, by potem starać się je realizować w kontakcie z rzeczywistością.

Autor: Joanna Stryjczyk, psychoterapeutka, Mediklinika
fot. iStock

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *