„Bliscy współuzależnieni podejmują walkę z uzależnieniem sami i sami też chcą ją wygrać. Tracą na tę walkę wszystkie siły, tracą zdrowie, rozum, a na pewno własne życie. Walce tej towarzyszy ogromny stres. Jest to walka z góry przegrana. Bo z uzależnieniem się nie walczy. Uzależnienie można poznać, zrozumieć, zaakceptować, ale do tego potrzebny jest drugi człowiek.” O mechanizmach współuzależnienia od narkotyków rozmawiamy z Marcinem Zagańskim, psychologiem i terapeutą uzależnień, twórcą Centrum Psychoterapii Uzależnień i Współuzależnień AUTONOMIA w Poznaniu.

 

Anna Góra: Kogo najczęściej dotyczy współuzależnienie od narkotyków i jakie czynniki na to wpływają?

Marcin Zagański: Współuzależnienie generalnie najczęściej rozwija się u osób będących najbliżej i emocjonalnie najsilniej związanych z uzależnionym bez względu na rodzaj jego uzależnienia. Współuzależnienie od narkotyków w dużej mierze tworzy rola społeczna i relacja z osobą, która sięga po narkotyki, a także jej wiek. W grupie użytkowników narkotyków przedział wiekowy, w którym najczęściej dochodzi do uzależnienia to 15-24 lata. Nietrudno zatem zauważyć, że współuzależnienie od narkotyków będzie dotykać rodziny dojrzewającego dziecka, które zażywa narkotyki. Konkretnie, członka rodziny, pozostającego w najsilniejszej relacji z użytkownikiem narkotyków. Pierwotnie najsilniejszą relacją jest relacja matki z dzieckiem i jeśli ta więź rodzicielska zaistniała w początkowych etapach rozwoju dziecka, to najczęściej matka reaguje pierwsza w momencie zagrożenia, problemu czy choroby swojego potomstwa – bez względu na jego wiek. Tak też się dzieje w przypadku używania czy też uzależnienia od narkotyków. Chociaż nie jest to fakt arbitralny, bo zdarzają się przypadki, że to ojciec pełni rolę pierwotnego obiektu, to jednak najczęściej jest to matka.

A.G.: Dlaczego właśnie matki?

M.Z.: Podczas praktyki prowadzenia grup terapeutycznych dla współuzależnionych rodzin, których dzieci używają substancji psychoaktywnych, rozkład uczestników wyglądał niemal cały czas tak samo – 97 proc. kobiety – matki, 1 proc. kobiety – babcie/rodzeństwo, 2 proc. – mężczyźni – ojcowie często przyprowadzani przez żony. Mówiąc o matkach mam też na myśli wszystkie kobiety, u których częściej niż u mężczyzn występuje zjawisko współuzależnienia. Od kobiet oczekuje się czułości, wrażliwości na potrzeby innych, troski i opieki. Kobiety poprzez rolę kulturową, stereotypy i pokoleniowe przekazy mają być idealnymi matkami, niezniszczalnymi opiekunkami i za wszelką cenę chronić swoje dzieci przed zagrożeniem.  Narkotyki poprzez swój diaboliczny i często dramatyczny obraz, jaki kreują media, bardzo restrykcyjny stosunek prawny i narkofobiczne społeczne podejście, zaliczają się do zagrożeń klasy I. To na pewno czynnik wzmacniający i przyśpieszający współuzależnienia – brak rzetelnej edukacji na temat narkotyków. Jeżeli do roli „idealnej matki” dodamy pandemiczne narkotyki zagrażające dziecku, to otrzymamy pełnoobjawowy zespół współuzależnienia, zanim jeszcze rozwinie się samo uzależnienie. To, co porusza mnie najbardziej w relacji z matką (przeważnie dorosłego) dziecka używającego substancji narkotycznych, to jej głęboko wdrukowane przeświadczenie, że odpowiada za jego życie i śmierć, że jeśli zacznie stawiać warunki, a coś się stanie, to ona będzie temu winna.

A.G.: A co w takim razie z rolą ojca?

M.Z.: Ojcowie to z reguły mężczyźni, których rola społeczna nakazuje im sprawczość i często kierują się oni zasadą racjonalności. Szybciej także podejmują decyzje o wyznaczeniu granicy i postawieniu warunków zażywającemu, np.  „albo się leczysz, albo musisz opuścić ten dom”. Matki zaś nie są gotowe od razu na takie rozwiązania i chronią dziecko przed ojcowską decyzją, żeby nie stracić nad nim kontroli. W takiej sytuacji ojciec ma do wyboru: albo będzie walczył ze swoją żoną i z dzieckiem, albo pozbawiony swojej ojcowskiej roli wydeleguje się w bezpieczne miejsce, by nie odczuwać ambiwalentnych emocji – np. dłużej będzie pracował. To wcale nie znaczy, że nie obchodzi go ta sytuacja, że mu nie zależy. On nie ma wyjścia. Nie wygra z matczyną, biologiczną odpowiedzialnością za potomstwo. Czasami matki oddają władze ojcu, np. w wyniku zaleceń terapeutycznych albo skrajnego wyczerpania,  jednak z mojego doświadczenia wiem, że dzieje się to bardzo rzadko i kosztuje matki mnóstwo emocji.

A.G.: Kiedy zwykle rodzina zauważa, że ich bliski ma problem? Czy trudno jest to dostrzec?

M.Z.: Trudno jest dostrzec coś, co nie istnieje… Rodzina zwykle zauważa problem narkotykowy u bliskich wtedy, kiedy zaczyna on bezpośrednio jej dotyczyć: zniknęło złoto i 1000 euro, córka zatruła się tabletkami na kaszel, a brała je już ponad rok, syn został przyłapany na kradzieży lub zdemolował mieszkanie po dopalaczach, do drzwi pukają mocno wysportowani panowie celem odzyskania pieniędzy za narkotyki, które syn pobrał od nich na sprzedaż. Jest to zwykle moment, w którym osoba bliska spełnia już kryteria uzależnienia…  Chcę podkreślić mocno fakt, że rodzina nie jest tu niczemu winna, a już na pewno nie jest winna tego, że ich bliski się uzależnił. Rodzina jest tu bardziej ofiarą instytucjonalnej i społecznej ślepoty na zjawiska oczywiste. Oczywistym jest fakt, że narkotyki były, są i będą, jednak trzeba o nich rozmawiać, trzeba o nich edukować, trzeba się na ten fakt przygotować.  W naszym społeczeństwie o narkotykach i skutkach ich zażywania rozmawia się bardzo niewiele. Narkotykami się epatuje, straszy, narkotyki się demonizuje. Rodzina reaguje na te przekazy w sposób jak najbardziej zdrowy i adaptacyjny, uruchamiając silne mechanizmy obronne – wypiera i zaprzecza, a później cierpi. Poza tym, co ma zauważyć, jak nie wie nawet na co zwracać uwagę. Jedna z podstawowych zasad prawa głosi, że „nieznajomość prawa szkodzi. Podobnie jest z uzależnieniem, a wcześniej z samym tematem narkotyków. Brak uznania faktu, że istnieją, brak podstawowej wiedzy na temat używek, brak przygotowania – szkodzi. Szkodzi rodzicom i bliskim, a przede wszystkim uzależnionym.

A.G.: W jaki sposób więc objawia się współuzależnienie w przypadku uzależnienia bliskiego od narkotyków? 

M.Z.: Świat osoby dotychczas zdrowej, realizującej swoje potrzeby na różnych płaszczyznach – zawodowej, interpersonalnej, kulturalnej, duchowej – zaczyna się kurczyć i zawężać do uporczywej koncentracji myśli, uczuć i działań wokół nałogowych zachowań uzależnionego. Pojawia się wewnętrzny przymus ich kontrolowania  i silne przeświadczenie, że tylko ta kontrola daje nadzieję na utrzymanie bezpiecznych rozmiarów zażywania substancji, czy też możliwość uratowania uzależnionego od tragedii. Przeszukiwanie rzeczy osobistych, telefonu, portali społecznościowych, śledzenie, szukanie po nocach – wszystkie te zachowania kontrolujące dzieją się kosztem ważnych aktywności osoby współuzależnionej. Jej uczucia, emocje, nastroje są zależne od tego, jak zachowa się uzależniony. We wstępnych etapach współuzależnienia, stany pozytywne podyktowane są okresami abstynencji, deklaracjami o zmianie, powrotem do pełnienia ról społecznych przez uzależnionego. Lecz gdy tylko dochodzi do ponownego zażywania, ciągów, agresji, to u osoby współuzależnionej, momentalnie wracają spotęgowane stany negatywne. Z czasem następuje rozregulowanie reakcji emocjonalnych na zachowania osoby uzależnionej. Podstawowym rodzajem satysfakcji jest uśmierzanie stanów przykrych. Następuje też automatyczne hamowanie stanów przyjemnych w korzystnych sytuacjach. Cała energia i zasoby poznawcze przeznaczone są na stosowanie różnych strategii, by skłonić uzależnionego do leczenia czy też zaprzestania odurzania się. Strategie te to: groźby, szantaże, przekupywanie, moralizowanie, przekonywanie, proszenie, wypominanie, a także całe gamy restrykcji, niemożliwych do wyegzekwowania. Tworzy się usztywniony schemat interakcji z osobą uzależnioną, wspierany silną potrzebą ochrony uzależnionego, gdy zażywa (zgoda na zażywanie w domu, dawanie pieniędzy na narkotyki, żeby nie kradł) oraz braniem za niego odpowiedzialności, gdy ma okresy abstynencji, np.: spłacanie długów, usprawiedliwianie absencji szkolnych czy zawodowych, kłamstwa na policji, fałszywe zeznania. Jednym z kryterium współuzależnienia są zmiany tolerancji na destruktywne zachowania osoby uzależnionej, takie jak brak reakcji na kolejne kradzieże w domu, awantury, przemoc psychiczną i fizyczną wobec rodziny, oraz desperackie próby utrzymywania przy życiu tego wszystkiego, czego jeszcze uzależnienie nie zniszczyło: szkoła, studia, praca, związek, małżeństwo itp.


A.G.: Z jakimi trudnościami borykają się bliscy osoby uzależnionej od narkotyków? Jakie stany i emocje przeżywają?

M.Z.: Przede wszystkim rodzina, rodzice, bliscy nie mają wiedzy na temat narkotyków – są  niedoedukowani na temat tego, jak rozmawiać z dzieckiem o narkotykach, jak reagować, jak pomagać. Działają więc często instynktownie, po omacku, na siłę, szkodząc sobie i uzależnionemu. Ogromną trudnością jest „przełknięta, ale niestrawiona” powinność bycia idealnym rodzicem – matką, czasem siostrą, partnerką. Uzależnienie bliskiej osoby staje się – przeważnie dla matki –  osobistym zawodem, więc dominuje poczucie winy, żalu, życiowej porażki. Uczucia te całkowicie upośledzają racjonalne myślenie i działanie. Zasoby, energia i siła osób współuzależnionych wykorzystywana jest do dźwigania tego ciężaru „nie wywiązania się z roli dobrego opiekuna”. Do tego dochodzi ogromny wstyd i lęk, że najbliższe środowisko – sąsiedzi, reszta rodziny, współpracownicy – odkryją ich „nieudolne macierzyństwo”. Dlatego też często kolejnym obciążeniem jest utrzymywanie uzależnienia (przeważnie dorosłego) dziecka w tajemnicy. Tajemnicy związanej z kłamstwem, bo gdy ciocia lub babcia zapytają matki: gdzie jest Jaś?, to przecież nie otrzymają odpowiedzi że jest  na detoksie, bo choruje na uzależnienie albo w więzieniu. Więc odpowiedź brzmi: „Jaś dostał stypendium i robi doktorat z ornitologii gdzieś pod Reykiawikiem”.

A.G.: Czyli cała uwaga rodziców zwrócona jest na uzależnionego… Co dzieje się wtedy z jego rodzeństwem?

M.Z.: Trudności dotyczą również rodzeństwa osoby uzależnionej, lecz tutaj problem polega na znalezieniu swojego miejsca w naruszonym systemie rodzinnym. Pojawiają się dwie drogi. Pierwsza to delegacja rodzeństwa do roli opiekuna, dla najbardziej współuzależnionego członka rodziny, którym przeważnie jest matka.  Należy zwrócić uwagę, że w tym przypadku wsparcie zdrowego dziecka jest bardzo ważne. Natomiast, kiedy sytuacja się nie poprawia, a wsparcie służy tylko wypłakaniu się i odreagowaniu przez matkę trudnych emocji, rodzeństwo uzależnionego zaczyna odczuwać bezsilność, lęk o „matkę walczącą”, ale również, nienawiść, ogromną złość na nią i jednocześnie na uzależnionego brata/siostrę, ponieważ zauważa, iż tworzą oni tak naprawdę silną koalicję, w której nie ma już miejsca dla kolejnej osoby. Druga droga to izolacja, wycofanie się w bezpieczne miejsce i niewchodzenie w koalicje z nikim, a gdy współuzależniona matka płacze, krzyczy, że nie ma siły, próbuje szukać kontaktu z wycofanym dzieckiem, dostaje salwę pragmatycznych i racjonalnych argumentów, co należało by zrobić: „No i czego płaczesz, to nic nie da. Postaw mu warunek – albo leczenie, albo ulica. Ile chcesz go jeszcze prosić? A jak dzisiaj znowu będzie się tak awanturował, to ja wezwę policję”- jest to cytat 16-letniej dziewczyny – młodszej siostry 21-letniego uzależnionego. Jej matka na grupie opowiedziała to zdarzenie, twierdząc, że ma córkę mądrzejszą i dojrzalszą od siebie. Jej opowieść poruszyła członków grupy i nagle okazało się, że większość przeżyła taką konfrontacje ze swoim „zdrowym” dzieckiem. Wniosek był taki, że ich dzieci mają więcej mądrości i rozumu. Ale to nie mądrość, to rola, którą ta 16-letnia dziewczyna musiała przyjąć, aby przetrwać ten rodzinny huragan. Musiała wejść w rolę dorosłego i myśleć racjonalnie, ponieważ reszta rodziny myśli sercem lub w ogóle nie myśli.

A.G.: A co z pozostałymi członkami rodziny?

M.Z.: Niestety, rodzina współuzależnionych zwykle nie ułatwia sprawy. Otóż, gdy osoba współuzależniona jest już zmęczona samotną walką z nałogiem, trafia na psychoterapię – indywidualną lub grupową. Tam dowiaduje się, że wszystko, co do tej pory robiła (oczywiście z miłości) szkodziło jej samej, a uzależnionemu stwarzało komfort zażywania. Podczas psychoterapii uczy się, jak chronić siebie, jak reagować, jak stawiać granice uzależnionemu – w ten sposób odzyskuje poczucie sprawstwa, na jej twarz wraca też uśmiech. Po pewnym czasie okazuje się jednak, że rodzina nie rozumie jej nowego punktu widzenia. Jej wrogiem jest teraz już nie tylko uzależnienie, ale także najbliżsi – matka, ojciec, siostra matki i jej najlepsza przyjaciółka. Cała ta grupa twierdzi gremialnie, że jest nieradzącą sobie za grosz, wyrodną, złą matką, bo wezwała policję na własne dziecko i nie chce go wpuścić do domu. Dziecko, które ma 23 lata i groziło matce nożem, a ojca pobiło. Tak więc rodzina osoby współuzależnionej często bywa przeszkodą w zdrowieniu. Rodzina, która nie chce współpracować, która nie ma pojęcia, przez co przechodzi współuzależniony. Rodzina, która nie słucha, która nie chce przyjść na grupę wsparcia, która utrudnia dając po cichu pieniądze uzależnionemu, i która w obecności uzależnionego dewaluuje i dyskredytuje współuzależnionego.

A.G.: Czy jeszcze jakieś czynniki utrudniają proces leczenia współuzależnienia?

M.Z.: Ostatnią trudnością jest system – lepszy lub gorszy policjant na interwencji, kurator wspierający albo kurator widmo, zaangażowany lekarz lub lekarz, który dzwoni i krzyczy: „co z Pani za matka, ze szpitala (27-letniego) dziecka nie chce odebrać! Nie ma podstaw medycznych, blokuje miejsce.”. A dziecko (córka, 27 lat) nadal twierdzi, że potrafi latać i przenosić się w czasie… No i ośrodki dla osób uzależnionych. Mimo tego, że jako kraj mamy ich najwięcej w Europie, to można trafić na taki, który preferuje pacjentów grzecznych, współpracujących, a przede wszystkim psychicznie i emocjonalnie stabilnych. A już największa zmora i dramat czeka rodzinę, jeśli u dziecka lub bliskiego, oprócz uzależnienia, występuje dodatkowo inne zaburzenie psychiczne – czyli tzw. podwójna diagnoza.  W tym całym wysypie ośrodków, tylko kilka przyjmuje pacjentów z podwójną diagnozą, garstka faktycznie leczy, a czas oczekiwania to ponad rok.  Wielokrotnie, wraz z rodziną doświadczałem uczuć bezsilności, złości, żalu, że pacjent jest w końcu zmotywowany, ale nie ma gdzie go umieścić, bo kryteriów nie spełnia. Gdy już uda się znaleźć miejsce, to za 3 dni, rodzice lub ja mamy telefon, że pacjent za bardzo zaburzony, że absorbujący, że emocjonalnie niestabilny, że nie może się po 3 dniach w grupie odnaleźć. Ale psychoterapia jest właśnie po to, aby nauczyć się z tymi trudnościami sobie radzić.

A.G.: Jak w takim razie przebiega współuzależnienie u bliskich narkomanów?

M.Z.: W moim rozumieniu, przebieg i fazy współuzależnienia są bardzo zbliżone do faz umierania zaproponowanych przez Dr Elisabeth Kübler-Ross. Zresztą podobnie rozumiem tutaj proces terapeutyczny – jako „umieranie”. W procesie tym współuzależnieni klienci żegnają swoje dysfunkcyjne role, powinności, oczekiwania, usztywnione schematy myślenia, działania, jednym słowem wszystko to, co w trakcie swojej socjalizacji bezkrytycznie wchłonęli, a co konstytuuje ich współuzależnienie, czyniąc ich nieszczęśliwymi. Śmierć tego materiału pokoleniowo–kulturowego daje im możliwość odkrycia siebie jako niezależnych i odpowiedzialnych za siebie jednostek. Odkrycie tego, że oprócz matki jestem też kobietą. „Jestem żoną, partnerką, ale jestem też człowiekiem, mam swoje prawa, godność, granice, i nikt – nawet najbliższy – nie ma prawa ich przekraczać, jeśli na to nie pozwolę. Jestem aż matką i tylko matką. Kocham cię, urodziłam cię, ale nie jestem w stanie ustrzec cię i uratować przed konsekwencjami twoich wyborów i decyzji.”


A.G.: Czy można wyróżnić jakieś konkretne mechanizmy i fazy współuzależnienia?

M.Z.: Proces współuzależnienia rozpoczyna faza zaprzeczania faktom, że moje dziecko, mój bliski zażywa narkotyki czy też uzależnił się. Wszyscy, tylko nie on. „Przecież my jesteśmy normalną rodziną, nie jakąś patologią. Na pewno nie moje mądre, wyjątkowe, kochane dziecko” – mimo że fakty są już ewidentne… Jest to zaprzeczanie mniej lub bardziej świadome. Pamiętam, jak na jednej z grup dla rodziców, 40-letnia kobieta, matka 19-letniego chłopaka uzależnionego od kilku substancji psychoaktywnych wyznała, że problem to ona podejrzewała już 2 lata wcześniej, kupiła nawet test na obecność narkotyków w aptece, i ten test leżał w szafce przez te 2 lata, a syn ćpał dalej. Ktoś zadał pytanie, dlaczego nie użyła tego testu. Odpowiedziała wtedy: „Nie mogłam uwierzyć, że mój kochany synek ćpa, a ten test by to pewnie udowodnił. I co ja bym wtedy zrobiła?”. Następną fazą jest faza gniewu, szukania przyczyn i winnych zażywania. W pierwszych etapach tej fazy rodzic/opiekun doszukują się winy w środowisku zażywającego.  Sądzą, że to na pewno przez kumpli z osiedla, ta niezrównoważona przyjaciółka córki wpędziła ją w te prochy, to przez te koncerty, mecze i Internet. A racjonalne wyjaśnienie jest takie że zaczęli oni zażywać, ponieważ narkotyki tak jak alkohol są powszechne w naszym środowisku, a uzależnili się dlatego, że zaczęli zażywać, kropka!  Jednak w tej fazie dominują silne emocje, które odbierają miejsce na racjonalne myślenie. W tym etapie winny jest również mąż, żona, starszy brat… Jest to też moment, w którym współuzależniony koncentruje się na zachowaniach nałogowych uzależnionego, kosztem swoich obowiązków i aktywności. Z czasem gniew opada i wtedy najbardziej zaangażowany członek rodziny zaczyna szukać przyczyn i winy w sobie, w historii rodzinnej, zaczyna rozliczać siebie z nadzieją, że jeśli znajdzie przyczynę, to znajdzie też rozwiązanie. To „rozkopywanie przeszłości” doprowadza do odkopania wszystkich własnych błędów rodzicielskich, co pogłębia poczucie winy, porażki, słabości, ale też pogardy dla siebie. To bardzo ważny moment w procesie kształtowania się współuzależnienia, ponieważ uznanie własnej winy za uzależnienie bliskiego, prowadzi do zdjęcia odpowiedzialności z samego uzależnionego za jego zażywanie i chorobę. Z kolei ogromne poczucie winy za błędy, nadodpowiedzialność i silne przekonanie o własnej nieudolności prowadzi do włączenia działań naprawczych i uratowania uzależnionego.

A.G.: Co dzieje się dalej?

M.Z.: Te uczucia indukują fazę ratowania – kontroli, negocjacji, walki. Pojawia się wewnętrzny przymus kontrolowania nałogowych zachowań uzależnionego, co daje współuzależnionemu złudne poczucie wpływu na zatrzymanie choroby bliskiego. Rozpoczyna się walka, której podstawowym celem jest wygranie z uzależnieniem. Do walki często włączany jest jakiś członek rodziny – ojciec czy córka, którzy mają za zadanie sprawdzanie komputera, telefonu uzależnionego, przepytywania znajomych. Negocjacje i kłótnie są podstawową formą komunikacji w tej fazie, a ponieważ działania nie przynoszą rezultatu, u osoby współuzależnionej pojawia się silna ambiwalencja oraz huśtawka emocjonalna, dominują uczucia złości, winy, agresji, smutku oraz silnego lęku. Powstaje faza depresji, w której dotychczasowe sposoby nie przynoszą rezultatu i ulgi w cierpieniu. Przychodzi zwątpienie i brak nadziei, że coś może się jeszcze zmienić. Obniża się tolerancja na zachowania uzależnionego – agresję, kradzieże, przemoc. Na tym etapie osoby współuzależnione najczęściej zwracają się o pomoc terapeutyczną, rozpoczynając psychoterapię indywidualną lub grupową – czasem nawet z członkami rodziny. Z kolei osoby współuzależnione, które nie podejmują żadnych prób szukania pomocy, zaczynają adoptować się do sytuacji uzależnienia, przyjmując postawę bierną, apatyczną, uległą. W trakcie procesu terapeutycznego osoby współuzależnione przechodzą do fazy ostatniej: fazy zrozumienia i akceptacji lub powracają do faz poprzednich. W fazie tej osoba współuzależniona wie i rozumie, że uzależnienie to choroba, z którą nie da się wygrać stosując dotychczasowe strategie walki. Współuzależniony poznaje strategie asertywne i nabywa umiejętności ochrony siebie, reagowania w sytuacjach zagrażających, stawiania granic. W fazie akceptacji zaczyna się pogłębiony proces terapeutyczny mający na celu odzyskanie przez osobę współuzależnioną autonomii, sprawczości i energii do samorealizacji.

A.G.: Czy współuzależnienie od narkotyków różni się pod jakimiś względami od współuzależnienia od alkoholu? Jeśli tak, to, w jaki sposób?

M.Z.: Kryteria diagnostyczne współuzależnienia pozostają takie same w obu grupach. Warto jednak wspomnieć, że w latach osiemdziesiątych termin „współuzależnienie od narkotyków” nie był potocznie używany w Polsce, a jeśli był, to sporadycznie w odniesieniu do rodzin, których bliski zażywa polską heroinę, czyli „kompot”. Termin współuzależnienie dotyczył jedynie żony alkoholika i określał rodzaj adaptacji do sytuacji związanej z piciem męża. Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych polski rynek zaczęły zalewać nowe narkotyki – kolorowe, estetyczne, których używanie nie wiązało się z użyciem igły i strzykawki – mówię tu o marihuanie, tabletkach ecstasy, amfetaminie, LSD. Były to tzw. narkotyki imprezowe, po które najczęściej sięgali młodzi ludzie – uczniowie, studenci, „dzieci z dobrych domów”. Wtedy też do poradni uzależnień zaczęli zgłaszać się pierwsi rodzice uzależnionych dzieci. Prawdziwy bum współuzależnienia od narkotyków nastąpił w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy to na polskich ulicach i osiedlach pojawiła się heroina „brown sugar”. Heroina w postaci brązowego proszku, którą można było palić, bardzo szybko uzależniała psychicznie oraz fizycznie, powodując ogromne konsekwencje psychologiczne, biologiczne i społeczne u jej użytkowników. Konsekwencje te również echem odbijały się na rodzinach i bliskich uzależnionych, tworząc silne zjawisko współuzależnienia. Spadła wtedy ilość spożywanego alkoholu wśród młodzieży, a wzrosła konsumpcja narkotyków. Alkohol w tym czasie stał się “mniejszym złem” i dotyczył głównie dorosłych użytkowników, mających już własne rodziny, dzieci. Wytworzył się umowny podział, na „żonę/córkę alkoholika” i „matkę narkomana”. W oparciu o ten podział były tworzone grupy i programy terapeutyczne. Obecnie mamy dopalacze oraz cały szereg zamienników zakazanych substancji psychoaktywnych, ale też wielu rodziców zmaga się z uzależnieniem od alkoholu swojego dojrzewającego dziecka, czy też uzależnieniem mieszanym. Coraz częściej na terapię zgłaszają się partnerki lub żony, z silnymi objawami współuzależnienia narkotykowego.  Choć podział tych grup pozostał i jest uzasadniony. Ponieważ z innymi problemami zmagają się żony i partnerki alkoholików czy narkomanów, a inne dotyczą rodziców uzależnionych „dzieci” w fazie dojrzewania lub wczesnej dorosłości.

A.G.: Jakie błędy popełniają najczęściej bliscy osób uzależnionych od narkotyków?

M.Z.: Ja bym tutaj unikał stwierdzenia „błędy”. Współuzależnieni cały czas rozliczają się za jakieś błędy, za jakąś przeszłość, biorąc na siebie kolejną odpowiedzialność. Żyjemy w kulturze, w której od dziecka słyszymy, że: „za błędy trzeba zapłacić”, „błędy trzeba naprawić”.  Jednak jak naprawiam przeszłość to nie zajmuję się teraźniejszością. Jak naprawiam przeszłość, to w poczuciu winy, że coś spieprzyłem i teraz sam to muszę naprawić. To, co często obserwuję u bliskich osób uzależnionych, to życie przeszłością – w poczuciu winy albo życie przyszłością w uczuciu lęku. Albo się naćpał, albo się naćpa. Albo nie zapobiegłem, albo muszę zapobiec. Nie istnieje „teraz”, np. teraz jest spokojnie, teraz mogę pomyśleć. Teraz dzwonię do specjalisty. Teraz idę po pomoc. Teraz nic się nie dzieje i teraz mogę  poszukać fachowej pomocy, co zrobić coś z tą sytuacją. Teraz reaguję bo TERAZ czuję zagrożenie. Bliscy współuzależnieni kochają swoje uzależnione dzieci, partnerów. Kochają ich miłością bezsprzeczną, bezkrytyczną, bezwarunkową. Kochają ich mocniej od siebie. Wierzą, że tą miłością są w stanie ich uratować, uzdrowić, a  jak się kocha to nie pozostawia się ukochanego. Jak się kocha, to się wytrzymuje – obelgi, przemoc, agresję. Jak się kocha, to nie wzywa się np. policji. Nie jestem fanem wzywania policji bez powodu, jestem fanem reagowania na realne zagrożenie. Brak tej reakcji, jest dla osoby uzależnionej przyzwoleniem. Często takie przyzwolenia prowadzą do eskalacji żądań, eskalacji agresji oraz przemocy. Współuzależnione matki często twierdzą, że reakcje na zagrażające im aspołeczne zachowania, pogorszą jeszcze bardziej ich relacje z uzależnionym dzieckiem, wstydzą się, co pomyślą sąsiedzi, gdy pod dom podjedzie radiowóz lub pogotowie ratunkowe. Więc znoszą te zachowania. Jedna z matek zareagowała dopiero, gdy jej syn, pod wpływem narkotyków, uderzył swoją siostrę tak niefortunnie, że straciła słuch na jedno ucho. Zgłosiła sprawę na policję i do sądu. Dobrze, że zareagowała w ogóle, bo faceta zabrali, założyli mu niebieską kartę i zamknęli w policyjnym areszcie, żeby ochłonął. Później trafił na odtrucie.  Takim sposobem przez 48 godzin w domu był względny spokój. Dlatego bardzo ważne jest, aby do wielkiej miłości dopuścić rozum, racjonalne myślenie, swoją mądrość. Jest to szalenie trudne w pojedynkę, ale też ogromnie potrzebne rodzicowi, a także uzależnionemu dziecku. Bliscy współuzależnieni podejmują walkę z uzależnieniem sami i sami też chcą ją wygrać. Tracą na tę walkę wszystkie siły, tracą zdrowie, rozum, a na pewno własne życie. Walce tej towarzyszy ogromny stres. Jest to walka z góry przegrana. Bo z uzależnieniem się nie walczy. Uzależnienie można poznać, zrozumieć, zaakceptować, ale do tego potrzebny jest drugi człowiek, grupa ludzi, która walczyła tak samo i przegrała. Do tego potrzebna jest pomoc profesjonalisty.

A.G.: Jakich zachowań powinna unikać rodzina względem narkomana?

M.Z.: Większość zachowań członków rodziny wynika z narzuconych im przez biologię czy kulturę ról i reakcji – chronienia, ratowania, kontrolowania, przejmowania odpowiedzialności i zaopiekowania się swoim potomstwem w momencie zagrożenia. Ten “program rodzicielski” jest uruchamiany automatycznie i jest szalenie potrzebny, bo decyduje o przetrwaniu gatunku. Jednak zupełnie nie działa, jeśli chodzi o używanie narkotyków czy uzależnienie od nich. Wręcz przeciwnie, podtrzymuje objawy. Najprościej byłoby powiedzieć, że członkowie rodziny powinni zachowywać się w stosunku do osoby uzależnionej odwrotnie niż nakazuje im imperatyw biologiczno-kulturowy, ale jest to zbyt uproszczona i wielce krzywdząca rodzinę odpowiedź. Pomoc osobie używającej/uzależnionej, z którą pomagający związany jest silnymi emocjami, więzią rodzicielską, ogromną miłością jest szalenie trudna, a niekiedy niemożliwa. To dlatego chirurg nie operuje swojej żony czy matki, a psychoterapeuta nie pomoże swoim bliskim, mimo ogromnej wiedzy i zaangażowania. Potrzebny jest ktoś z zewnątrz. Udzielanie rad, jakich zachowań powinna unikać rodzina względem uzależnionego od narkotyków jest mi bardzo dalekie. Mówienie, zwłaszcza w formie wywiadu, co mają robić, a czego unikać w relacji z domniemanym uzależnionym, stawia mnie w roli wróżbity, telepaty i szkodnika. Nie ma uniwersalnej rodziny. Każda rodzina ma swoją indywidualną historię, podobnie zresztą, jak uzależniony czy używający. To też wymaga uwagi, zainteresowania, diagnozy, realnego spotkania i kontaktu. Nie ma też uniwersalnych rad, mimo podobnych i specyficznych dla współuzależnienia interakcji z użytkownikiem narkotyków czy uzależnionym. Moje doświadczenie pokazuje, że uniwersalne rady szkodzą. Dlatego, bardzo się cieszę, że padło to pytanie, bo powyższa odpowiedź może pomóc rodzinom, w której występuje problem współuzależnienia – lepiej unikać uniwersalnych prawd i porad, zadbać o siebie i zgłosić się do profesjonalisty.


A.G.: Co jeszcze można zrobić?

M.Z.: Samo używanie znacząco różni się od uzależnienia od narkotyków. Uzależnienie oprócz kryteriów diagnostycznych ma swoje fazy i głębokości, więc stosowanie sztampowych porad mija się z celem i szkodzi. Kolejna sprawa, to wiek użytkownika, bo inaczej rozmawia się z 14-latkiem, inaczej z 17-latkiem, a jeszcze inaczej z 23-latkiem. Samo przeczytanie czy usłyszenie, jak działać, a czego unikać w relacji z uzależnionym, a dojrzałość i gotowość do działania, unikania, to czasem dwa odległe kontynenty. Właśnie temu ma służyć kontakt ze specjalistą uzależnień – urealnieniu sytuacji, rozpoznaniu gotowości do zmiany, dostosowaniu indywidualnego sposobu pomocy. Bezpieczniejszym rozwiązaniem dla rodziny jest unikanie szybkich rozwiązań oraz działań na własną rękę. Współuzależnienie rozwija się w czasie i warto dać sobie czas potrzebny do pracy nad współuzależnieniem. Wielu rodziców oczekuje gotowych rozwiązań od terapeuty, nie będąc gotowym na ich wprowadzenie. Należy więc unikać pospieszania siebie, rozliczania siebie za brak gotowości do konstruktywnych działań, unikać karania siebie za nieumiejętności, których nasz system nie uczy.

A.G.: Gdzie mogą szukać pomocy osoby współuzależnione od narkotyków? Czy mogą np. zgłosić się do Al-Anon? Czy istnieją specjalne dla nich formy terapii i grupy wsparcia?

M.Z.: Dziś większość placówek, czy to publicznych czy też prywatnych, zajmujących się leczeniem uzależnień, posiada ofertę dla osób współuzależnionych od narkotyków. Najważniejsze jest jednak to, by pomocy szukać dla siebie i na spotkanie umówić się osobiście. Naprawdę wielu rodziców/partnerów szuka w pierwszej kolejności pomocy dla swoich bliskich. Ja uważam, że kolejność powinna być odwrotna i zawsze proponuje, by w pierwszej kolejności zadbać o siebie, ochronić siebie i pomóc sobie. Umawianie osoby uzależnionej na wizytę terapeutyczną, jest niczym innym jak objawem współuzależnienia. W dzisiejszym paradygmacie psychoterapii uzależnień, najbardziej efektywną formą pomocy jest psychoterapia dla osoby uzależnionej, połączona z psychoterapią rodziny, bliskich uzależnionego. Oczywiście, u dwóch różnych terapeutów. Tak, by każdy mógł się czuć swobodnie, bezpiecznie, skupiając się wyłącznie na sobie. Nie zawsze ten scenariusz jest możliwy do zrealizowania. Dlatego warto pamiętać, by osoba współuzależniona, a najlepiej rodzina, bez względu na gotowość podjęcia terapii przez uzależnionego członka rodziny, sama jak najszybciej zwróciła się o pomoc psychoterapeutyczną. Formy pomocy, z której mogą skorzystać osoby współuzależnione to: terapia indywidualna i grupowa oraz grupy wsparcia. Oczywiście, klient ma prawo skorzystać ze wszystkich tych form jednocześnie. Forma psychoterapii grupowej dla osób współuzależnionych lub rodziców/bliskich, których dzieci zażywają substancje psychoaktywne, zawiera najszersze spektrum czynników terapeutycznych służących osobie współuzależnionej, zwłaszcza w początkowej fazie leczenia. Grupa terapeutyczna daje możliwość spotkania i doświadczenia kontaktu z osobami o podobnych problemach i podobnych trudnościach, co nie tylko daje możliwość wymiany doświadczeń, ale dostarcza ogromnego wsparcia psychicznego, emocjonalnego i duchowego. Przede wszystkim jednak, daje nadzieję. Spotkania grup wsparcia odbywają się z reguły bez obecności profesjonalisty, mają na celu dzielenie się swoim doświadczeniem. To, co scala ze sobą uczestników tych grup, to jednakowy problem. Takie wspólnoty mają ogromną moc, jednak ważne jest, by znaleźć odpowiednią grupę wsparcia dla siebie.

A.G.: Jak przebiega terapia współuzależnienia od narkotyków? 

M.Z.: Osoba współuzależniona trafiając na terapię przypomina ciężki, rozpędzony pociąg towarowy, z mnóstwem wagonów załadowanych po brzegi. Na początku nie wiadomo, kto ten pociąg prowadzi, dokąd on zmierza, gdzie się zatrzymuje, kiedy odpoczywa. Spotkanie terapeutyczne lub grupa terapeutyczna to taka stacja, gdzie wreszcie współuzależniony może się zatrzymać i określić, jaki rodzaj terapii dla siebie wybiera, kto będzie prowadził i dokąd ten pociąg ma jechać – czyli określić cel psychoterapii, gdzie będzie się zatrzymywał – czyli jak często będą odbywać spotkania, w jakie dni, godziny i w końcu, jak długo ma trwać ta podróż – czyli czas psychoterapii. Po ustaleniu kontraktu, dalsza podróż przebiega według scenariusza, który pisze uczestnik terapii, wnosząc to, co w nim żywe i ważne na chwilę obecną. Psychoterapia daje mu tę niepowtarzalną możliwość poprzyglądania się, co w tych wagonach takie ciężkie, co by tu wyrzucić z tego składu, żeby lżej się jechało. Głównym ciężarem w początkowej fazie psychoterapii są irracjonalne uczucia – poczucie winy, zawodu, porażki rodzicielskiej oraz destruktywne przekonania na temat siebie, które indukują odpowiedzialność za to, że ich bliski się uzależnił. Dominująca bezradność, chaos i zamęt uczuciowy napędza do poszukiwania sensu w przyczynach uzależnienia bliskiego. Psychoterapia współuzależnienia nie rozkopuje przeszłości i nie przewiduje przyszłości, a mocno skupia się na teraźniejszości i zasadzie realności. Zasada realności realizowana jest poprzez psychoedukację na temat uzależnienia i współuzależnienia. To ważny moment, w którym osoba współuzależniona dowiaduje się, że uzależnienie to choroba i że jej bliski choruje. Współuzależnieni zdobywają wiedzę o tym, jak przebiega uzależnienie, jakie mechanizmy i zachowania towarzyszą uzależnieniu, daje to szanse na urealnienie obrazu bliskiej osoby. Dowiadują się również, jak uzależnienie bliskiego/dziecka wpływa na nich samych, jak wpływa na rodzinę i że, mimo że nie zażywają razem z uzależnionym, to również „chorują”. Wiedza na temat mechanizmów uzależnienia i współuzależnienia daje możliwość korekcji dotychczasowych zachowań, które wzmacniają destrukcje i uwikłanie w świat osoby uzależnionej, jak również względem siebie i swojej rodziny. Korekcji tej służy trening asertywności oraz zasad komunikacji, będących podstawą do ustalania warunków i granic z osobą uzależnioną. Psychodrama z kolei, daje możliwość odegrania i przepracowanie trudnych sytuacji i emocji w bezpiecznych warunkach terapeutycznych. Dzięki tej metodzie uczestnicy psychoterapii mogą wejść w rolę swoich uzależnionych dzieci i na żywo doświadczyć nałogowych zachowań, które dotychczas interpretowali jako potrzeby, które muszą zaspakajać. Kolejny etap to proces budowania swojej niezależności, odzyskiwania siebie i konsolidowania „ja”, poprzez określanie swoich granic, praw i potrzeb, oraz uznania swoich ograniczeń bez poczucia winy i lęku. Wreszcie ostatni etap to pogłębiona praca nad czynnikami, które wzmacniają współuzależnienie. Klient ma możliwość przyjrzeć się sobie, swoim rolom, swoim oczekiwaniom względem siebie. Doświadczyć głębokich uczuć związanych z byciem matką, partnerem, ojcem, babcią. To jest ten niepowtarzalny moment zmierzania się z kulturową rolą rodzica, partnera oraz odkrycia usztywniających i frustrujących powinności. To taka faza remanentu dotychczasowej socjalizacji, w trakcie którego osoba współuzależniona decyduje, czy chce być idealną czy wystarczającą matką i czy oprócz matki chce być też po prostu kobietą.

A.G.: Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Anna Góra

Fot. iStock

Marcin Zagański – psycholog specjalizacji klinicznej, Certyfikowany Specjalista Psychoterapii Uzależnień oraz Certyfikowany Realizator Programu Terapii Osób Uzależnionych od Kanabinoidów „CANDIS”. Psychoterapeuta indywidualny i grupowy – od 12 lat zajmuje się psychoterapią, starając się przełamywać schematy i stereotypy związane z problematyką uzależnień i współuzależnień. W pracy psychoterapeutycznej najbliższe są mu nurty psychoterapii, humanistyczno-egzystencjalnej,  Psychoterapia Gestalt, Analiza Transakcyjna, Paradoksalna Teoria Zmiany oraz Psychodrama. Interesuje się Psychoterapią Redukcji Szkód w uzależnieniu, polityką narkotykową, egzystencjalnym pojęciem wolności, odpowiedzialności i lęku w codziennym życiu oraz w psychoterapii. Jest założycielem i kierownikiem Centrum Psychoterapii Uzależnień i Współuzależnień „Autonomia” w Poznaniu.

Komentarze

miodzio2014-09-18 07:25:52

Z tego, co wiem regularne zażywanie samo w sobie prowadzi do uzależnienia. No chyba że się rozumuje jak wielu w stylu: "Palę marihuanę codziennie od 5 lat i jakoś nie jestem uzależniony" :) Natomiast zgodzę się, że by się załapać na używanie regularne trzeb być predysponowanym. Tylko co to oznacza? Determinację genetyki? Historę życia (dzieciństwo traumy itd.)? Losową niedyspozycję psychiczną (śmierć bliskiego czy rozstanie, utrata ptacy itd.)? Jak sprawdzić z góry, czy mam predyspozycję? Jest jakiś test, bym mógł nabrać pewności, że mogę bezpiecznie coś wciągać, łykać, palić czy pić?

Pawel_922014-09-17 15:45:23

A racjonalne wyjaśnienie jest takie że zaczęli oni zażywać, ponieważ narkotyki tak jak alkohol są powszechne w naszym środowisku, a uzależnili się dlatego, że zaczęli zażywać, kropka! - To nieprawda. Zdecydowana mniejszość osób, które zaczęły zażywać, uzalezniają się, a nie wszystkie jak twierdzi zdanie powyżej. Osoba uzalezni się jedynie wtedy, kiedy ma predyspozycje (czyli taka osoba ktorej substancja daje silniejsze doświadczenie - i wiązę się z nim nadzieja na osiągnięcie spełnienia - niż cokolwiek innego) do uzależnienia, a samo zażywanie nie determinuje uzaleznienia psychicznego ale fizyczne i to tylko w przypadku niektórych substancji jak np. alkohol, benzodiazepiny, SSRI czy morfina. To jest opierające się na faktach wyjaśnienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *