„Kiedy opowiadam o seksoholizmie słyszę, że to najlepsze uzależnienie na świecie! Z zewnątrz wygląda to tak, że ma się wciąż nowe partnerki i bardzo różnorodny seks… Każdy facet by tak chciał! Ludziom brakuje świadomości, że to nie jest seks, który przynosi satysfakcję. Nie wiedzą, że nie ma w tym wszystkim bliskości, podniecenia, sympatii i intymności. Akt seksualny dla seksoholika to nawet mniej niż gra w tenisa, bo w trakcie gry ma się satysfakcję z wygranej…” – o przyczynach seksoholizmu, jego dramatycznych skutkach i sposobach wyjścia z uzależnienia rozmawialiśmy z Andrzejem Gryżewskim, psychologiem i edukatorem seksualnym.
Ewa Bukowiecka: Polscy seksuologowie są podzieleni w kwestii uznania seksoholizmu jako uzależnienia. Jedni twierdzą, że to kompulsja, przymus masturbacji, a drudzy, że to choroba, uzależnienie.
Andrzej Gryżewski: Ja jestem w tej drugiej grupie. Z tego konfliktu biorą się różnice w metodach leczenia – ci pierwsi dają leki na obniżenie libido albo na natrętne czynności i uważają, że sprawa jest załatwiona, podczas gdy ci drudzy proponują program 12 kroków i terapię behawioralno-poznawczą. Moim zdaniem to jest uzależnienie, bo widzę, że bez tabletek jesteśmy w stanie uporać się z przymusowym seksem pracując behawioralnie i stawiając granice zachowaniom kompulsywnym poprzez analizę traumatycznych doświadczeń, które leżą u podłoża kłopotów z kompulsywnym seksem. Dla mnie seksoholizm to typowe uzależnienie ze wszystkimi jego mechanizmami. Amerykanie już dawno uznali seksoholizm za chorobę. Według ich badań, uzależnienie dotyczy ok. 1 proc. populacji, czyli dosyć sporej części ludności. Na pięć osób jedna to kobieta. Ponadto seksoholizm jest uzależnieniem bardzo demokratycznym – dotyczy ludzi każdej orientacji seksualnej, w różnym wieku – miałem pacjentów od 18. do 70. roku życia, z różnym wykształceniem czy typami osobowości. Uzależnić może się każdy.
E.B.: Czy seksoholizm tak jak inne uzależnienia zawłaszcza również sferę emocji?
A.G.: Osobiście rozumiem seksoholizm jako nieprzeniknioną tarczę, coś, co chroni przed światem i przykrymi emocjami. Często na pierwszej wizycie słyszę historie o tym, że przykre wydarzenia bieżące, np. śmierć i pogrzeb kogoś bliskiego, nie robią na pacjentach żadnego wrażenia. Zauważają, że coś jest nie tak, bo zamiast odczuwać stratę i smutek, oni nie czują nic, a po powrocie do domu po prostu się masturbują, aby rozładować napięcie. Są oziębli. Często powodem pierwszej wizyty jest zdziwienie, że nie doświadczają uczuć wyższych. Uzależnienie chroni ich przed światem, ale też zabiera im taką emocjonalną pełnię.
E.B.: Pewnie dlatego, że seksoholizm może być też uzależnieniem od samej miłości…
A.G.: Rzeczywiście, są osoby, które potrzebują być non stop na „haju” zafascynowania i zauroczenia drugą osobą. W pierwszym okresie zakochania mózg wytwarza dużo fenyloetyloaminy, która w działaniu przypomina amfetaminę. Wówczas jesteśmy pobudzeni, energiczni, rozentuzjazmowani. Kiedy po jakimś czasie „haj emocjonalny” zaczyna gasnąć, osoby uzależnione wycofują się z tej relacji i polują na kogoś nowego. Postępują tak, aby nie doświadczyć bolesnego spadku, „zejścia” charakterystycznego dla wszystkich uzależnień. Osoby uzależnione od miłości wewnętrznie monitorują poziom stanu swojej fascynacji i jeżeli on się obniża mniej więcej o połowę to jest to dla nich sygnał, że trzeba szukać nowego związku.
E.B.: A czy to nie jest w pewnym stopniu normalne? Takie pobudzenie i zauroczenie jest bardzo przyjemne, każdy przecież za tym tęskni.
A.G. To, co odróżnia osoby uzależnione od miłości od zdrowych osób to postawa. Uzależnieni są biernie nastawieni – doświadczają zafascynowania drugą osobą, ale uciekają gdy tylko pojawiają się jakieś problemy, kiedy trzeba się wykazać, zaangażować, zawalczyć o miłość… Wtedy po prostu zmieniają partnera, żeby znowu czuć zakochanie. O miłosną relację trzeba dbać jak o ogród – kiedy pojawiają się „chwasty” czy „szkodniki” trzeba je zniszczyć, a do tego potrzeba wewnętrznej siły i sposobu. Osoby uzależnione od miłości raczej „ślizgają” się po powierzchni uczucia. W ich przekonaniu partner powinien być idealny. To nierealne, bo przecież zakochujemy się w człowieku, poza tym sami też mamy wady… To my musimy dostosować się do rzeczywistości, a nie odwrotnie.
E.B.: Powiedział Pan, że uzależnić się może każdy… Tak po prostu?
A.G.: Na szczęście nie do końca. Trzeba mieć predyspozycje do uzależnienia, m.in. genetyczne lub osobowościowe. Kiedy mamy rodzica uzależnionego od alkoholu jesteśmy bardziej narażeni na wszystkie uzależnienia – wcale nie musimy zacząć pić, możemy „wejść” np. w hazard albo seks. Niektórzy uzależniają się od seksu w wyniku przeżycia traumy, np. molestowania seksualnego. Wówczas „przykrywają” to wydarzenie uzależnieniem, żeby się z nim nie konfrontować. W seksoholiku wszystko się gotuje, jak w garnku, a uzależnienie to przykrywka, która nie pomaga, lecz tłamsi poczucie krzywdy. Taką traumą może być też molestowanie emocjonalne. Przykładowo, jeśli ktoś miał ojca-tyrana, który go upokarzał, zaprzeczał jego potrzebom, sprowadzał do roli służącego, to taki człowiek jako osoba dorosła może czuć, że nie jest pełnowartościowym członkiem społeczeństwa i próbować zredukować to poczucie wykorzystując w tym celu seks. Mam też pacjentkę, która była wyalienowana w szkole, ponieważ jej mama była nauczycielką. Cały czas miała poczucie, że cokolwiek zrobi i tak będzie odpychana, dlatego będąc już dojrzałą kobietą żyła przekonaniem, że ludzie ją odrzucają. Dla niej seks był objawem akceptacji, a patrząc na to realnie… to był tylko seks! To, że ktoś idzie z drugą osobą do łóżka wcale nie oznacza, że ją akceptuje czy lubi. Dla niektórych osób możliwość dostrzeżenia w oczach drugiej osoby zakochania czy pożądania jest lustrzanym odbiciem własnej tożsamości i potwierdzeniem swojej wartości. Bez tego takie osoby czują się puste, nic nie warte. Wciąż poszukują nowych wrażeń i pętla uzależnienia zaciska się coraz bardziej.
E.B.: I uwodzą mimo strat emocjonalnych?
A.G.: W ten sposób można odróżnić osobę zdrową od uzależnionej – patrząc na straty ponoszone w wyniku seksu i reakcje na nie. Zdrowa osoba, która ponosi straty z powodu uprawiania seksu, wycofuje się i ze swoim wysokim libido radzi sobie inaczej. Natomiast seksoholik, który gustuje w mężatkach i wciąż jest bity przez mężów swoich kochanek i tak do nich wraca… Znam kobietę, która się nie zabezpieczała – wciąż „łapała” choroby przenoszone drogą płciową, zachodziła w ciąże, które usuwała i mimo strat fizycznych i emocjonalnych nadal tkwiła w uzależnieniu. Stratą może też być rozpad ważnego związku – tą chorą reakcją jest zdradzanie mimo świadomości ryzyka, że to może doprowadzić do utraty partnera. Wtedy pojawia się poczucie, że to nie będzie aż taka duża strata, i myślenie, że ”seks” ochroni przed smutkiem, jeśli zostanie się porzuconym. Przypomina mi się też pacjent, który kilka razy dostał ostrzeżenie od szefa, że jeśli nie przestanie oglądać pornografii w pracy, zostanie zwolniony. I tak się właśnie stało. Poza tym, rozwijającemu się uzależnieniu towarzyszy też zamieranie różnych dziedzin życia, podupada zdrowie… Mężczyźni uzależnieni od pornografii są np. otyli, bo wciąż siedzą przed komputerem. Są także tacy, którzy wpadając w cug zapominają o jedzeniu i są prawie anorektycznie wychudzeni. Zanikają też pasje życiowe. Osoba zdrowa jeśli nie uprawia seksu jest być może smutna, ale sobie radzi, a osoba uzależniona staje się nerwowa, roztrzęsiona, jest niemiła dla ludzi, czuje, że musi się rozładować… Poza tym osoby zdrowe uprawiają seks z przyczyn seksualnych, czyli podniecania, pożądania, a seksoholicy regulują sobie seksem pozasekusalne emocje, czyli lęk, złość, samotność, nawet odczucie fizycznego, „jedzeniowego” głodu.
E.B.: Jakie uczucie jest dominujące w życiu seksoholika?
A.G.: Zależy kiedy. Po seksie zdrowa osoba odczuwa spokój, rozluźnienie satysfakcję, radość, a osoba uzależniona czuje jedynie lekkie poczucie ulgi. Nic więcej. A przed stosunkiem, tak jak wspomniałem – te uczucia to desperacja, rozedrganie, niepokój, „haj”. W seksoholizmie często czuje się też bezsens swojego działania i bezsilność.
E.B.: Zapytałam o uczucia mając w pamięci film „Wstyd”, gdzie życie seksoholika pokazano jako jest mieszankę samotności i tytułowego poczucia wstydu.
A.G.: Faktycznie, często wstyd jest kołem zamachowym uzależnienia. Podobnie jest z poczuciem samotności. Seksoholicy potrafią czuć się samotni, mimo że są otoczeni ludźmi w pracy i w domu. Większość z nich nie doświadcza po prostu żadnych uczuć wyższych.
E.B.: A jakie są objawy seksoholizmu? Pytam zwłaszcza o te dostrzegalne z zewnątrz, np. przez partnera.
A.G.: Częstym objawem uzależnienia jest to, że seksoholik nie uprawia seksu ze swoim partnerem, bo jest on przez niego traktowany jak atrapa normalnego życia, zasłona uzależnienia. Seksoholik wybiera związek z kimś, kto jest zaradny, umie zająć się rodziną, spełnia społeczne normy. Robi tak po to, aby to ta osoba chroniła go przed skutkami uzależnienia, czyli np. kiedy osoba uzależniona straci pracę liczy na to, że partner będzie zarabiać na życie. Innymi słowy, partner to parasol nad seksoholikiem, w cieniu którego uzależniony będzie mógł realizować swój nałóg. Seksoholik jeśli ma do wyboru seks z kimś nowym, kto jest 100 km dalej, lub seks z kimś sobie znanym, kto jest obok, to wybierze tę pierwszą osobę, ponieważ wciąż ma nadzieję, że spotka kogoś, kto wreszcie zrealizuje jego wymarzony, niedościgniony scenariusz aktu miłości. Wciąż dąży do satysfakcji, której nigdy nie osiąga. Co gorsze, seksoholik myśli, że to jest wina źle wymyślonego scenariusza, dlatego dopracowuje go w głowie jeszcze bardziej i jeszcze intensywniej szuka spełnienia… Warto się dowiedzieć, dlaczego między partnerami życiowymi nie ma seksu. Powodem może być np. realizowanie przez jedną ze stron swoich potrzeb na zewnątrz, co może świadczyć o rozwijającym się uzależnieniu…
E.B.: Ale takich sytuacji jest bardzo dużo i w wielu przypadkach wcale nie chodzi o seksoholizm jednej ze stron…
A.G.: Takie zachowanie nie zawsze musi świadczyć o chorobie, może to być zwykła zdrada, ale warto się dowiedzieć. Objawem rozwijającego się uzależnienia może być też zanikająca osobowość partnera-seksoholika. Cała jego uwaga jest skoncentrowana na uzależnieniu i pogoni za realizowaniem „idealnego scenariusza”, co zastępuje wszystkie życiowe pasje. Osobowość tego człowieka staje się coraz bardziej uboga. To są objawy niespecyficzne, na podstawie których nie możemy wyciągnąć wniosków, że to jest seksoholizm, natomiast pula tych objawów może nam coś sugerować.
E.B.: Myślę, że jest niewiele kobiet, które biorąc pod uwagę tę pulę pomyślą o seksoholizmie. Pierwsza myśl to „zdradza mnie, bo jest podły, albo ze mną jest coś nie tak”.
A.G.: Takie okoliczności to dla partnerki seksoholika wielki dylemat. Seksoholizm to nie wada charakteru czy wynik poczucia niskiej moralności. To choroba. Kiedy partner seksoholika dowiaduje się, że jest notorycznie zdradzany, pomyśli „robił to specjalnie, muszę mu dokopać”. Dzieje się tak, bo trzeba coś zrobić z emocjami, które się rodzą w takiej sytuacji, czyli z poczuciem odrzucenia, frustracji, cierpienia. Myślenie o zdradzającym partnerze jako o człowieku chorym obudzi współczucie… i co wtedy zrobić z przykrymi uczuciami? Taka reakcja jest naturalna. Poza tym, zdrada jest bardziej prawdopodobna niż uzależnienie. Jednak zdrada to wybór, a seksoholizm to wynik braku kontroli. Czasami rozsmakowanie się w zdradach jest początkiem seksoholizmu. Seksoholicy uprawiają seks nie dlatego, że im się to podoba, czy dla przyjemności, tylko z powodu silnego poczucia przymusu. To jest jedyny sposób jaki znają na poradzenie sobie z emocjami. Kiedy facet jest zdrowy i zdradza, we wszystko potrafi włożyć serce – w pracę, dom, kochankę. W uzależnieniu jest tak, że te życiowe kwestie są przerywnikiem w uzależnieniu, a u osoby zdrowej jest odwrotnie – to zdrady są przerwą w życiu. Mam pacjenta, który miał w życiu 500 partnerek seksualnych. Przyszedł do mnie i mówi: „Panie Andrzeju, nauczy mnie pan jak podrywać kobiety? Ja jakoś nie umiem… Seks zawsze kończy się niesatysfakcjonująco.” Intuicyjnie czuł, że nie potrafi włożyć serca w relacje z kobietami. Twierdził, że nie potrafi ich dostatecznie „rozgrzać”, przekonać do siebie, czyli przyczynę swojego złego samopoczucia widział w metodzie flirtu, którą przyjął, w swojej nieumiejętności podrywania kobiet, a nie w seksoholizmie.
E.B.: Myśli pan, że tak wysokie libido jest możliwe, że będąc zdrowym człowiek można „mieć” 500 kobiet? Na tyle zdrowych relacji z kobietami trzeba mieć mnóstwo czasu! Zastanawiam się, czy jest możliwa naturalna – emocjonalna i biologiczna – możliwość ciągłego generowania chęci do poznawania różnych ludzi, budowania z nimi choćby nikłej i niezaangażowanej, ale zdrowej, relacji?
A.G.: Teoretycznie jest to możliwe, ale w praktyce to jak spotkanie Yeti… Może to być zdrowe, jeśli dany mężczyzna sypiał z tyloma kobietami w wyniku podniecenia i za każdym razem, dla obojga, był to seks dla przyjemności – nie z musu, nie towarzyszyło mu poczucie krzywdy, a raczej spełnienie i radość. Jest jednak duże prawdopodobieństwo, że z człowiekiem, który miał w życiu 500 partnerów seksualnych, jest coś nie tak. Taka osoba powinna zadać sobie pytanie: „co powoduje, że wybieram krótkie pojedyncze relacje, bez bliskości i zaangażowania?”. Przejawem seksoholizmu mogą być też takie zachowania, jakie prezentuje bohaterka najnowszego filmu Polańskiego „Wenus w futrze”, które są szokujące, ale mogą też imponować. Tam kobieta uprawia seks wyłącznie z potrzeby dominacji płciowej. W filmie nie jest co prawda powiedziane, za co chce się zemścić na facetach, ale ewidentnie nie chodzi o pożądanie do konkretnego mężczyzny. Faceci, kiedy mają złamane serce po wielkiej miłości, też często biorą rewanż na wszystkich kobietach – rozkochują i zostawiają.
E.B.: Branie odwetu na płci przeciwnej może chyba po prostu minąć… kiedy rany się zagoją.
A.G.: Może, ale szansa na to jest mała. Żeby wyjść z takiej sytuacji trzeba mieć grupę wsparcia, czyli grono znajomych, którzy dadzą bliskość, akceptację, zrozumienie. Najlepiej, żeby pojawiła się też satysfakcja zawodowa. Niestety o takie warunki trudno, więc albo ktoś pielęgnuje swoją chorobę, albo trafia na terapię.
E.B.: Z seksoholizmu można się wyleczyć?
A.G.: To zależy od tego, jak długa i ciężka jest historia uzależnienia. Najnowsze badania nad seksoholizmem pokazują, że są trzy kategorie tego uzależnienia – seksoholizm wynikający z okazji, kiedy np. partnerka raczej bywa w domu niż w nim jest, to osoba uzależniona korzysta z okazji i ogląda dużo pornografii. Bo jest okazja. Albo: manager w korporacji ma wokół siebie wiele młodych atrakcyjnych kobiet, one podobają mu się, zresztą z wzajemnością, więc korzysta. Również okazja. Ten rodzaj seksoholizmu dotyczy ok. 60 proc. wszystkich uzależnionych i łatwo go wyleczyć. Drugi rodzaj seksoholizmu to kompulsywny seks wynikający z przeżytej traumy, czyli zamazywanie i wypieranie traumatycznych przeżyć poprzez kierowanie swojej uwagi na seks. W tym przypadku praca z pacjentem jest cięższa, ponieważ trzeba zająć się tym, co się wydarzyło w przeszłości. Trzecia grupa seksoholików to połączenie dwóch powyższych. Tych jest najmniej i zdecydowanie najciężej ich wyleczyć. Co więcej, jedna trzecia seksoholików ma dodatkowo jeszcze inne uzależnienia, najczęściej od alkoholu i hazardu. Takie przypadki również bardzo trudno się leczy.
E.B.: A jak wygląda leczenie seksoholizmu? To przecież coś innego niż alkoholizm czy narkomania, bo ani alkohol ani narkotyki, czy nawet hazard nie są potrzebne do życia, a seks jest wpisany w naturę człowieka…
A.G.: Seks dla seksoholików z tej pierwszej grupy – korzystających z okazji – nie jest zakazany. Praca terapeutyczna polega na zmianie podejścia do seksu, ponieważ seksoholicy nastawieni są na ilość, zmianę partnerek, urozmaicanie każdego kolejnego stosunku gadżetami lub dziwnymi okolicznościami. Chodzi im o zaostrzanie formy i zwiększanie ilości. W terapii zmieniamy więc seks ilościowy na jakościowy, kierujemy uwagę pacjenta na to, jakich uczuć doświadcza on w trakcie seksu, jakie ma odczucia cielesne, fantazje, wspomnienia… Pracując nad tym da się powrócić do seksu w zdrowej postaci lub dopiero stworzyć zdrową seksualność. Jedyne co się zmienia to to, że seksoholik musi unikać bodźców, które wyzwalają powrót do starych zachowań. Jeśli sytuacją aktywującą dla uzależnionego jest np. spotkanie z grupą młodych atrakcyjnych kobiet, wśród których on czuje się jak „babski król”, to musi unikać takich sytuacji. Dla jednego z moich pacjentów wyzwalaczem są środki komunikacji miejskiej. Jadąc tramwajem łapał kontakt wzrokowy z kobietami, one się uśmiechały i to go aktywowało do seksoholicznych zachowań, dlatego teraz musi podróżować wyłącznie własnym samochodem. Na terapii proponujemy też zakładanie blokad na strony pornograficzne w telefonach i komputerach. Pracujemy nad nowymi nawykami, które pomogą ograniczyć uprawianie seksu. To jest część behawioralna terapii. Natomiast część poznawcza to dociekanie przyczyn rozwoju uzależnienia, czyli doszukiwanie się tego, co pacjent chce seksem „przykryć”, mechanizmów uzależnienia i odreagowywanie traumatycznych doświadczeń z przeszłości.
E.B.: W jakich momentach życia pacjenci zgłaszają się do Pana na terapię?
A.G.: Moi pacjenci przychodzą będąc w dwóch różnych fazach. Pierwsza to zauważenie, że w życiu coś się dzieje nie tak. Wtedy zazwyczaj okazuje się, że są czynniki wskazujące na uzależnienie, ale straty są na tyle małe, że pacjent więcej się na terapii nie pojawia. Działają wszystkie mechanizmy obronne – racjonalizacja, czyli myślenie „to normalne, mam wysokie libido i już”, zaprzeczanie oraz minimalizacja: „może i jest to problem, ale nie na tyle duży, żeby mi dezorganizował życie”. To jest faza dojrzewania do świadomości uzależnienia, ale mechanizmy obronne działają bardzo mocno. A druga faza to kryzys, czyli kiedy występują solidne straty. Jednak zanim dojdzie do decyzji o leczeniu seksoholicy często starają się poradzić sobie „domowymi sposobami”, np. kobieta uzależniona od seksu zmienia partnera i wybiera takiego, który ma konserwatywne poglądy dotyczące kobiecej seksualności i uważa, że kobieta nie może być zmysłowa, powinna tłamsić swoje potrzeby. Wówczas seksoholiczka ma nadzieję, że swoją rozbuchaną seksualność zamknie w ramach kontroli nowego faceta. Mężczyźni z kolei wybierają kobiety zaborcze, angażujące, zazdrosne, po to, aby nie mieć czasu na seks z innymi, ponieważ co chwilę są śledzeni i obserwowani przez partnerki. W takiej sytuacji seksoholik celowo ujawnia jakieś swoje flirty, by ona zaostrzała tę kontrolę… Ponadto w Warszawie jest dużo możliwości uprawiania seksu anonimowego – są kluby, kawiarnie, agencje towarzyskie. Dlatego niektórzy moi pacjenci wyprowadzają się na wieś, gdzie sąsiedzi obserwują się wzajemnie, „wszystko wiedzą”, i całkowicie zmieniają się warunki życia. Takie sposoby oczywiście nie działają…
E.B.: A najbardziej krzywdzące stereotypy dotyczące seksoholizmu to…
A.G.: Najczęstszy to bagatelizowanie problemu. Kiedy opowiadam o seksoholizmie słyszę, że to jest najlepsze uzależnienie, bo z zewnątrz wygląda to tak, że ktoś ma wciąż nowe partnerki, ma różnorodny seks… Każdy facet by tak chciał! Ludziom brakuje świadomości, że to nie jest seks, który przynosi satysfakcję. Nie wiedzą, że nie ma w tym wszystkim bliskości, podniecenia, sympatii, intymności. Akt seksualny dla seksoholika to nawet mniej niż gra w tenisa, bo w trakcie gry ma się satysfakcję z wygranej. Z perspektywy osoby uzależnionej seks to lęk, wstyd i poczucie porażki.
E.B.: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Ewa Bukowiecka
fot. iStock
Źródło statystyk: Patrik Carnes „Od nałogu do miłości”, Wyd. Media Rodzina, Poznań, 2009
Książka dostępna w księgarni: Patric Carnes, „Od nałogu do miłości”
Andrzej Gryżewski – psycholog. Certyfikowany edukator seksualny. W trakcie 4,5-letniego szkolenia z terapii behawioralno-poznawczej z elementami terapii psychodynamicznej. Absolwent Wydziału Psychologii warszawskiej WSFiZ. Specjalizuje się w Seksuologii klinicznej i sądowej. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego i Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej. Obecnie pracuje w Przystani Psychologicznej w Warszawie.