Zaburzenia odżywiania i uzależnienia mają podobne symptomy, takie jak kompulsywna potrzeba zażywania danej substancji czy wykonywania jakiejś czynności celem rekompensowania sobie przykrych stanów emocjonalnych lub też zaniedbywanie wszystkich sfer życiowych na ich rzecz. Mimo to, w środowisku medycznym opinie na temat nałogowego charakteru zaburzeń łaknienia wciąż są podzielone. Jakie są więc podobieństwa, a jakie różnice pomiędzy tymi zaburzeniami? O tym rozmawialiśmy z Anną Mazur, psycholog z Centrum Terapii Zaburzeń Odżywiania w Poznaniu.
Zuza Lewandowska: Czy możemy mówić o zaburzeniach odżywania jako o uzależnieniu?
Anna Mazur: Zaburzeniom odżywania towarzyszy szereg czynników właściwych zarówno uzależnieniu, jak i nerwicy natręctw. Osoba uzależniona od alkoholu w przypływie narastających emocji, z którymi sobie nie radzi, sięga po alkohol, co ją na chwilę uspokaja. Szybko jednak wraca napięcie i poczucie winy, a więc znowu trzeba się napić… Tak powstaje błędne koło. W przypadku zaburzeń odżywiania, w momencie kiedy osoba doświadcza poczucia winy i ogromu emocji połączonego z niemożnością poradzenia sobie z nimi, sięga ona po „jedzenie”, co możemy rozumieć tu jako nadmierne jego spożywanie albo – wręcz przeciwnie – niejedzenie. Objadanie się lub głodówka przynoszą chwilową ulgę, poczucie satysfakcji i sprawstwa, po czym następuje powrót negatywnych emocji, z którymi dalej nie może ona sobie dać rady, a więc znowu robi to samo – objada się i wymiotuje albo kompulsywnie ćwiczy i chudnie.
Z.L.: Czy zatem zaburzeniom odżywiania bliżej jest do uzależnień behawioralnych czy chemicznych? Innymi słowy – czy uzależniamy się od samego jedzenia, czy od czynności?
A.M.: Powiedziałabym raczej, że od czynności, ponieważ zaburzenia odżywiania przynależą bardziej do kategorii zespołów behawioralnych, czyli związanych z zaburzeniami zachowania. Jeżeli chodzi o działanie „psychoaktywne” jedzenia, to mają je głównie słodycze – osoba, która pochłania duże ich ilości ma stale podwyższony poziom cukru, który gwałtownie opadając napędza reakcję chemiczną w organizmie, powodując, że dalej sięga się po słodkie. Jedzenie jako takie nie ma jednak działania psychoaktywnego, tak jak to się ma w przypadku nałogów, mających „podstawę chemiczną”. Kiedy sięga się po narkotyki czy alkohol lub seks to pobudzane są konkretne ośrodki w mózgu, ponieważ czynności te działają chemicznie na organizm. Dlatego wyjście z uzależnienia od substancji psychoaktywnych jest w pewnym sensie łatwiejsze, ponieważ narkotyki i alkohol można odstawić, a jedzenia niestety się nie da. Można natomiast uzależnić się od endorfin wydzielanych podczas ćwiczeń fizycznych oraz podczas głodówek, ale tylko przez pierwsze dni.
Z.L.: Uzależnienie, tak jak każda choroba, przebiega fazami. Czy pod tym względem również możemy dopatrzeć się podobieństw pomiędzy uzależnieniem a zaburzeniami odżywiania?
A.M.: Spróbuję omówić to na przykładzie anoreksji. W tym przypadku choroba zaczyna się od myśli: „chciałabym schudnąć”, która tak naprawdę może być wywołana czymkolwiek, np. faktem, że koleżanki z pracy się odchudzają z okazji nadchodzącego sezonu bikini. Później następuje ciąg gratyfikacji za to, że się schudło, ponieważ w naszej kulturze dążenie do szczupłej sylwetki jest nagradzane. Chudnięcie wiąże się z zyskiwaniem szacunku u innych osób oraz szeregiem pozytywnych odczuć, co napędza pragnienie kontynuowania odchudzania. I podobnie jak z używkami, których wraz z rozwojem nałogu bierzemy coraz więcej, tak i w tym przypadku występuje potrzeba utraty coraz to większej ilości kilogramów. Odstawia się nie tylko słodycze czy węglowodany, ale i jedzenie jako takie, redukując jego ilość do minimum. W tym momencie zaczynają się pojawiać „negatywne uwagi” ze strony bliskich, którzy niepokoją się znaczną utratą wagi osoby odchudzającej się. Komentarze typu „schudłaś za bardzo, wyglądasz marnie, etc.” nie są już jednak w stanie wpłynąć na jej postępowanie. Osoba ta zaczyna izolować się od ludzi i nie chce przebywać w ich towarzystwie, ponieważ pragnie uniknąć niekomfortowych uwag dotyczących jej wyglądu i odchudzania. Spotkania z bliskimi zaczynają jej się kojarzyć z ostracyzmem, ponieważ wszyscy wokół mówią: „powinnaś przytyć, bo w tym momencie wyglądasz za chudo”, co po pierwsze wiąże się z utratą gratyfikacji, a po drugie – z niszczeniem całego „planu jedzeniowego” np. nieplanowaną propozycją wyjścia na pizzę. W kolejnych fazach następuje pogłębianie tej izolacji, coraz większe zaprzeczanie problemowi i powolna degradacja fizyczna i emocjonalna, ponieważ apatia wywołana wygłodzeniem nie pozwala na odczuwanie emocji. Pozytywne uczucia wywołuje jedynie utrata kolejnych kilogramów, co również wiąże się z nałogiem, ponieważ nic nie daje takiego poczucia szczęścia i „haju”, jak „narkotyk”, którym w tym przypadku jest chudnięcie.
Z.L.: Zaprzeczanie problemowi i życie w iluzji, że go nie ma, jest jednym z mechanizmów, według których działa osoba uzależniona. Czy u osób z zaburzeniami łaknienia występują też inne mechanizmy ?
A.M.: Oczywiście, i na tym tle można dopatrzyć się podobieństw. Osoba cierpiąca na zaburzenia łaknienia ma zaburzony obraz samej siebie, zaprzecza i tworzy iluzje, twierdząc, że wszystko jest w porządku, panuje nad sytuacją i jeżeli tylko chciałaby przestać się odchudzać, to by to zrobiła. Cały czas powtarza, że nie ma żadnego problemu, tylko chce zrzucić kilka kilogramów, bo przecież wszyscy przechodzą na diety – w taki sposób tłumaczy swoje postępowanie i zaprzecza sugestiom innych, że coś może być nie tak. Mechanizm rozproszonego i rozdwojonego „ja” występuje często przy anoreksji – osoby chore nierzadko doświadczają rozdwojenia jaźni na „ja” i „Ana”, czyli moje drugie „ja”. „Ja z anoreksją” to ta niejedząca, a więc lepsza strona, która jest wspaniała, ponieważ trzyma się twardo i wszyscy ją podziwiają. Natomiast „ja bez anoreksji” to ta gorsza wersja, która pozwala sobie zjeść więcej niż zaplanowała, a więc jest beznadziejna i do niczego, nic jej się nie udaje i dlatego też nic jej się nie należy. W terapii często wykorzystuje się to rozdwojenie, aby ukazać anoreksję jako część nieprzynależną do chorego, której musi się on pozbyć. Natomiast mechanizm nałogowej regulacji uczuć jest symptomatyczny dla bulimii – działa on na zasadzie: „odczuwam potężny ogrom uczuć, z którymi nie daję sobie rady, a więc rzucam się na jedzenie, co przez chwilę daje mi ulgę”. W przypadku anoreksji głodowanie służy pozbawianiu siebie uczuć – człowiek zagłodzony jest otępiały i apatyczny, dlatego łatwiej jest mu nie przeżywać emocji. Takie osoby często uważają, że ich uczucia i emocje nie są ważne, a istotne jest to, czego chcą i wymagają od nich inni. Wówczas, aby poradzić sobie z ogromem uczuć, wybierają głodówkę, dzięki której mogą je po prostu wyeliminować. Strach przed jedzeniem powodowany jest więc także tym, że jeżeli zacznie się jeść, to uczucia te się obudzą i uderzą ze zdwojoną siłą.
Z.L.: A czy podłoże zaburzeń odżywiania jest zbliżone do uwarunkowań towarzyszących alkoholizmowi – biologicznych, psychicznych, społecznych?
A.M.: W przypadku zaburzeń odżywiania główną rolę odgrywają cztery podstawowe czynniki. Po pierwsze jest to podłoże społeczne, czyli funkcjonowanie w otoczeniu, dla którego szczupłość jest wyznacznikiem pewnego awansu społecznego, a narzucanie sobie ograniczeń, ścisła samokontrola i pewnego rodzaju umęczanie się jest gloryfikowane. Kolejną kwestię stanowi podłoże osobowościowe – na zaburzenia odżywania podatne są osoby niezwykle wrażliwe, które bardzo chcą spełniać oczekiwania innych, pragnąc uzyskać od nich szacunek i akceptację. Mając poczucie, że nie wypełniają wszystkich narzuconych im norm i powinności, czują się beznadziejne i dlatego stale zawyżają skalę stawianych sobie wymagań. Trzecim kryterium jest podłoże biologiczne, czyli kwestia dziedziczenia genów czy też budowy mózgu, co może mieć wpływ na stopień podatności na zaburzenia odżywiania. Ostatnim czynnikiem jest zaś podłoże rodzinne. Otoczenie, w którym wychowuje się i funkcjonuje osoba z zaburzeniami odżywiania bywa różne: od rodzin “zimnych”, stawiających nadmierne wymagania, zamkniętych na świat, a ingerujący we własne, wewnętrzne granice, poprzez nadmiernie opiekuńcze do zupełnie chaotycznych. Uogólniając – czynnikiem zagrażającym są niejasne, płynne bądź zupełnie sztywne granice, hierarchia oraz zasady panujące w rodzinie.
Z.L.: Czy w takim razie specyfika rodzin osób chorych na bulimię i anoreksję jest taka sama? W jaki sposób zachowanie bliskich może prowadzić do destrukcyjnych zachowań?
A.M.: W rodzinach, w których występuje problem anoreksji, nie zawsze, ale też nierzadko panuje „zimny klimat”, czyli jej członkowie mają problemy z okazywania uczuć i wyrażaniem emocji, a także często nadmiernie ingerują w życie innych członków rodziny. W przypadku rodzin, gdzie jeden z członków zapada na bulimię, bywa iż wygląda to trochę inaczej – widać tam niesamowity chaos, ponieważ zasady w nich panujące nieustannie się zmieniają. Jednego dnia rodzice mówią, aby uważać na to, ile się je, „bo przytyjesz”, a drugiego – stawiają na stole trzydaniowy obiad i każą zjeść, „bo inaczej mama będzie smutna”. Osoba z bulimią próbując spełnić te wszystkie skrajne wymagania, czyli na przykład jeść, ale nie przytyć i w dodatku mieć jeszcze swój własny świat, w który nikt nie ingeruje, pochłania dużą ilość jedzenia, aby się uspokoić i wymiotuje, aby nie przytyć tworząc też przy okazji „coś własnego” (podobne odczucia mają też osoby z anoreksją).
Z.L.: Jeśli jesteśmy już przy rodzinie osoby z zaburzeniami odżywiania, to czy – podobnie jak w rodzinach osób uzależnionych – występuje w niej zjawisko współuzależnienia?
A.M.: Tak jak picie alkoholu czy branie narkotyków reguluje stosunki z innymi ludźmi, tak samo jedzenie czy niejedzenie wpływa na funkcjonowanie rodziny i bliskiego otoczenia. Osoba z zaburzeniami odżywania, zamiast wyrażać swoje emocje wprost, objada się i wymiotuje lub karci siebie niejedzeniem – a może być to spowodowane tym, że komunikacja pomiędzy daną osobą a jej rodziną została w jakiś sposób zaburzona. I w momencie, kiedy na jaw wychodzi fakt rekompensowania sobie tej bariery komunikacyjnej głodowaniem lub objadaniem się, cała rodzina – w trosce o tę osobę – próbuje się zmienić. Wszystko zaczyna się wokół niej kręcić i to ona poniekąd scala i reguluje relacje w rodzinie, np. ktoś nie wyjeżdża na studia, bo musi zająć się chorą siostrą albo rodzice się nie rozwodzą dla dobra dziecka. To niestety często przynosi odwrotny skutek od zamierzonego, ponieważ gdy dziecko widzi, że to dzięki jego chorobie coś się zmienia, w jego przekonaniu, na lepsze, przestaje widzieć jakiekolwiek korzyści płynące z wyzdrowienia.
Z.L.: A jakie strategie podejmują bliscy, aby pomóc jedzenioholikowi? Czy jest podobnie, jak w przypadku rodzin alkoholików, które chowają butelki, wylewają alkohol, grożą odejściem?
A.M.: Oczywiście, często zdarza się, że rodzina w dobrej wierze chowa przed chorym produkty spożywcze, nie robi żadnych zapasów oraz stosuje przeróżne triki, aby nie miał on dostępu do jedzenia: zabiera mu pieniądze, pilnuje go na przyjęciach – jeśli np. sięgnie po dodatkowy kawałek ciasta, to dostaje kopniaka pod stołem, itp. Jeżeli zaś chodzi o niejedzenie, to bliscy zazwyczaj zmuszają chorego do spożywania posiłków, siadają obok niego, doglądają zjadania porcji, nieustannie ważą go i mierzą oraz liczą spożyte przez niego kalorie, a wszystko po to, aby przybrał choć trochę na wadze. Zamiast więc rozwiązywania realnych problemów leżących u podstaw zaburzeń odżywiania, czyli tego, co tak naprawdę dręczy rodzinę, rozprawia się o tym, ile chory zjadł łyżeczek, ile spożył kalorii, etc., czyli tak jakby rozmawiają wyłącznie o tym, ile i czego wypił alkoholik.
Z.L.: Jak zatem wygląda terapia zaburzeń odżywiania? Nie można przecież – jak w przypadku alkoholizmu czy narkomanii – całkowicie odciąć chorego od czynnika uzależniającego, jakim jest jedzenie…
A.M.: Zarówno anoreksja, jak i bulimia są chorobami na tle nerwicowym, czyli u osób chorych na te zaburzenia jedzenie wywołuje lęk, podobnie jak przypadku ludzi, którzy np. boją się brudu czy otwartej przestrzeni. Dlatego też terapia zaburzeń odżywiania jest podobna do leczenia zaburzeń lękowych, która polega głównie na tym, aby osobę chorą konfrontować z tym, co wywołuje w niej lęk. W przypadku leczenia anoreksji czy bulimii podejmowane są próby dotarcia do tego, co wywołuje lęk przed jedzeniem i przepracowania wszystkich emocji związanych z tym problemem. Celem terapii jest minimalizowanie tego lęku do momentu aż osoba chora nie będzie widziała w jedzeniu metody regulowania uczuć, a z emocjami zacznie sobie radzić w inny sposób. Osoba z anoreksją, która dostaje wytyczne od dietetyka, musi sama się ich trzymać, ciągle walcząc ze strachem przed jedzeniem. W przypadku bulimii często stosuje się terapię behawioralno-poznawczą, dzięki której próbuje się zmieniać sposób myślenia osoby chorej i jej reakcje na konkretne sytuacje. Krótko mówiąc: osoby z anoreksją uczy się większej spontaniczności i „folgowania sobie”, a osoby z bulimią większej kontroli i lepszego panowania nad własnymi emocjami.
Z.L.: Czy istnieje zatem terapia polegająca na odcięciu chorego od pokarmu-zapalnika, czyli tego, co staje się impulsem, wywołującym napady żarłoczności? Podobno najczęściej są to właśnie słodycze…
A.M.: Jest to jeden ze sposobów leczenia i faktycznie jeżeli ktoś miewa napady żarłoczności po ugryzieniu czekolady to należy ją odstawić na jakiś czas. Natomiast ja uczę moich pacjentów, że jeżeli myśl o zjedzeniu czekolady spędza im sen z powiek, to nie powinni się przed nią na siłę wzbraniać, bo to tylko nakręca ten zgubny mechanizm. Należy pamiętać, że mówimy tu o jedzeniu, a nie o alkoholu czy narkotykach, więc uważam, że w diecie osoby z zaburzeniami odżywiania trzeba uwzględnić wszystkie rzeczy, nawet te, do których czuje ona niepohamowany pociąg. Bardziej należy pracować nad tym, dlaczego ta osoba nie potrafi poprzestać na jednej czekoladce i uczyć, że jest ona w stanie zjeść jedno ciasteczko, zamknąć paczkę, odłożyć ją na półkę, i wyjść. Oczywiście tego typu terapia nie sprawdziłaby się w przypadku leczenia alkoholizmu, bo nie można podać osobie uzależnionej od alkoholu kieliszka i powiedzieć jej: „wypij, odstaw i nie ruszaj więcej”.
Z.L.: A co w takim razie z objawami abstynencyjnymi? Czy mogą one towarzyszyć osobie z zaburzeniami odżywiania po odstawieniu jedzenia bądź zaprzestaniu głodówki?
A.M.: Jeżeli mówimy o fizycznych objawach, to dla osób, które jadły słodycze w dużych ilościach, kilka pierwszych dni po ich odstawieniu z pewnością będzie koszmarem, ponieważ drastycznie spadnie im poziom cukru we krwi. Objawy odstawienne w przypadku zaburzeń odżywiania można jednak rozumieć w nieco inny sposób – występują one poniekąd wtedy, gdy „zabieramy” danej osobie wszystkie te mechanizmy, dzięki którym broniła się przed emocjami. Skoro przez długi czas, aby radzić sobie np. ze zdenerwowaniem czy smutkiem, sięgała ona po nadmiar jedzenia lub głodówkę, a teraz nie może tego zrobić, to daje tym emocjom upust, stając się bardziej emocjonalna, czyli np. rozzłoszczona, płaczliwa, etc. Możemy zatem powiedzieć, że anoreksja i bulimia jedynie maskują prawdziwe problemy, które uderzają ze zdwojoną siłą, gdy pozbędziemy się mechanizmów choroby.
Z.L.: Czy w takim razie jedzenioholikiem, tak jak alkoholikiem czy narkomanem, jest się całe życie?
A.M.: Powiedziałabym raczej, że niektóre osoby mają pewne predyspozycje osobowościowe do tego, aby sięgać po jedzenie, alkohol, narkotyki, etc. I tu poniekąd można powiedzieć – „będziesz jedzenioholikiem całe życie i musisz uważać”. Natomiast mnie się wydaje, że jest to bardzo stygmatyzujące, ponieważ jeżeli ktoś zrobił bardzo duże postępy, je normalnie i życie mu się coraz lepiej układa, to powiedzenie mu „I tak będziesz anorektykiem i zawsze o tym pamiętaj” jest dosyć okrutne. Uważam, że taka osoba powinna mieć świadomość tego, kim jest – i nie chodzi tu o przyklejanie sobie etykiety anorektyka, tylko o to, aby wiedzieć, że jest się np. kimś, kto lubi spełniać oczekiwania innych, dużo pracować czy się zadręczać. Przez wzgląd na powyższe cechy taka osoba powinna być wyczulona na to, że w trudnych chwilach, np. wyzwolonych potrzebą „bycia lubianą” może sięgać po różne mechanizmy regulujące nastrój – nie tylko te konstruktywne. A stare i sprawdzone, mimo szkodliwości, mogą kusić. Gdyby po wpadnięciu raz w zaburzenia odżywiania miało się je mieć na resztę życia, jaki wówczas byłby sens podejmowania jakiejkolwiek terapii?
Z.L.: Taka osoba powinna więc uważać tylko na jedzenie czy również na inne uzależniające czynniki? Innymi słowy – czy osoby z zaburzeniami odżywiania są podatne na uzależnienia?
A.M.: Jeżeli problem nie został dostatecznie przepracowany na terapii, to nierzadko zdarza się, że taka osoba może z jednego zaburzenia wpaść w inne, na zasadzie zmiany sposobu regulowania swoich emocji. Osoby z bulimią mogą mieć na przykład problem z impulsywnością, jeżeli są wyuczone mechanizmu „jak jest ci źle, to zadziałaj kompulsywnie”. Nie umiejąc przepracować konkretnych emocji, uciekają w jedzenie, natrętne czynności albo… alkohol. Dają się zatem ponieść nagłemu, wewnętrznemu przymusowi szybkiego zaspokojenia swoich potrzeb dotyczących regulowania uczuć. Osoby z anoreksją są zaś bardziej zamknięte w sobie i pozbawione emocji niż chorzy na bulimię. O wiele bardziej boją się również nawiązywać relacje międzyludzkie, a często jedyne obszary, w których mogą się spełnić, to nauka i praca. Dlatego też mają predyspozycje do nadmiernego zaangażowania w pracę, a co za tym idzie – do pracoholizmu, ponieważ często rzucają się w jej wir, aby uciec od emocji i uczuć. Anorektycy jednak rzadko wpadają w alkoholizm czy narkomanię, bo to wiąże się utratą kontroli, która jest dla nich bardzo istotna. Aby jej nie utracić, zazwyczaj stronią od wszelkich nałogów – pracy natomiast nie postrzegają w takich kategoriach, ponieważ wiąże się ona z szeregiem licznych gratyfikacji.
Z.L.: Mówi się o granicy pomiędzy pijaństwem a alkoholizmem, która mimo że jest cienka i trudno ją dostrzec, to jednak istnieje. Czy podobnie jest w wypadku rozróżnienia pomiędzy obżarstwem a jedzienioholizmem?
A.M.: Tak naprawdę każda osoba, która się objada, je w sposób kompulsywny. Są osoby, które mają po prostu złe nawyki jedzeniowe, bo nikt im nigdy nie zwracał na to uwagi, są otyli i tacy są akceptowani. Takie osoby sięgają po jedzenie, bo nie widzą problemu w tym, że za dużo jedzą. Dopiero, gdy spotykają się z przykrymi konsekwencjami podtrzymywania swoich nawyków, zaczynają je zmieniać, choć powrót do normalnej wagi jest czasem bardzo trudny. Natomiast problem natury psychicznej pojawia się wówczas, gdy osoba na każdą sytuację reaguje sięganiem po jedzenie: jest szczęśliwa, więc idzie jeść, jest smutna, więc idzie jeść, jest zła, więc idzie jeść… A więc wszystko, co jawi się jako, „emocja = jedzenie” jest już problemem natury psychicznej i może być rozpatrywane w kategoriach zaburzeń odżywiania.
Z.L.: Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała Zuza Lewandowska
Anna Mazur – założycielka Centrum Terapii Zaburzeń Odżywiania w Poznaniu. Od ponad roku służy pomocą na łamach Internetu z zakresu psychoedukacji i kontaktu pomocnego dla osób z zaburzeniami odżywiania i z ruchu pro-ana. Odbyła praktyki zawodowe m.in. na oddziale młodzieżowym szpitala psychiatrycznego w Łańcucie oraz w Newmarket House Clinic w Norwich.
Fot. iStock
Komentarze
Black Coffee2014-05-15 21:48:45