Co czuje człowiek, który przychodzi do poradni uzależnień? Z pewnością jest mu ciężko opowiadać o tym, jak wyglądało jego życie i dzieciństwo oraz upadek i alkoholowe upodlenie…. Tym bardziej, że przed nim siedzi terapeuta – człowiek, którego widzi po raz pierwszy w życiu i z którym ledwo co zamienił dwa zdania. Czuje więc strach – czy ten „lekarz” potraktuje go bez uprzedzeń, po ludzku? A jak on sam widzi pacjenta, który rozpoczyna terapię?
Kiedy przychodzi do mnie Człowiek, któremu wydaje się, że w poradni uzależnień znajdzie odpowiedzi na nurtujące go pytanie – czy jestem uzależniony od alkoholu? – pytam, co takiego zdarzyło się w jego życiu, że postanowił przyjść. Najczęściej słyszę, że nie wie, ale ma wrażenie, że alkohol jakby zdominował jego wnętrze, jego działania, a właściwie całe jego życie. Albo, że ktoś mu kazał. Żona postraszyła rozwodem, szef zwolnieniem. Pytam wtedy, jak rozumie pojęcie uzależniony. Mówi, że to ktoś, kto nie ma silnej woli, ktoś kto jest bardzo zły, zaniedbany, nieudacznik, przegraniec. Mówię, że w takim układzie trudno jest pogodzić się z tym, że jest się uzależnionym. Zapada cisza. Po chwili słyszę, że to taki ogromny wstyd… Że przecież nie tak miało być i tak trudno jest zrozumieć czemu trzeba tak samotnie i bez nadziei żyć na tym wstrętnym świecie.
Widzę Człowieka!
Nie myślę wtedy o tym, że jesteśmy w poradni, że to Pacjent. Widzę Człowieka, który opowiada mi swoją historię. Swój życiorys i to, jak widzi otaczający go świat. Widzę Człowieka, który się zagubił, który nie umie sobie poradzić z różnymi trudnościami, jakie spotkały go w życiu. Patrzę na Człowieka, który starał się jak mógł udźwignąć oczekiwania innych, wywiązywać się ze swoich obowiązków, sprostać rolom, w jakie wchodził w kolejnych etapach życia. Widzę też, że wypity alkohol niczego mu nie ułatwiał. Dawał chorą złudę, że wystarczy zapomnieć, oddalić się od problemów, a one pewnie znikną same. Ale nie znikały, a wręcz wracały ze zdwojoną siłą. Widzę Człowieka, któremu było i jest ciężko, i który przyszedł po pomoc. Przyszedł przyjrzeć się sobie i swojemu życiu po to, aby zrozumieć na czym polega jego choroba. Nieodparta chęć napicia się alkoholu. Chęć, która determinuje jego wszystkie, bez wyjątku, działania, która spycha na daleki plan jego uczucia, relacje z innymi ludźmi, która nie pozwala mu polegać na sobie i darzyć siebie choć szczątkowym szacunkiem.
Niezawiniona choroba
Myślę wtedy, że przecież nie urodził się taki. Że przecież uczył się, jak my wszyscy, radzić sobie z trudnościami już od pierwszych dni swojego życia… Pytanie tylko od kogo się uczył? Przecież znakomita część osób, które się uzależniają, miały w swoim otoczeniu osoby nadużywające alkoholu. Stąd też mają ogromną łatwość odtwarzania chorych, pijanych schematów w ich życiu. Niedaleko pada jabłko od jabłoni… Inni natomiast, ci u których w rodzinie nikt nie pił, opowiadają o tym, że ich bliscy nie okazywali im zainteresowania, a jeśli już to przeważnie krzycząc, oskarżając, potępiając, lekceważąc, krytykując, przepędzając… Ta refleksja budzi we mnie współczucie. Nie mieli oni wpływu na to, gdzie się urodzili. Na to kim są i byli ich rodzice czy opiekunowie. Na to jakie było ich otoczenie. Czy ktoś liczył się z nimi? Czy dbał o ich uczucia? Czy powiedział, że złość jest ważnym i dobrym uczuciem? Czy dzielił z nimi ich troski? Pomagał radzić sobie z problemami? Przeważnie nic z tego. No to od kogo tu się uczyć? Zazwyczaj nie było takich osób w pobliżu.
Pozbyć się wstydu
Kiedy rozmawiam z Człowiekiem, widzę w nim odwagę, która pozwoliła mu przyjść do poradni. Widzę mądrość, która popchnęła go do zmiany. Widzę cierpienie i wstyd. Widzę nadzieję, która z każdym kolejnym spotkaniem rozświetla mrok bezsilności i bezradności. Daję mu swoją energię i wiarę w to, że mamy wpływ na naszą przyszłość i wiele zależy od nas samych. W końcu widzę Człowieka, który „bierze na swoje barki” bycie chorym, uzależnionym, bycie alkoholikiem, a tym samym pozbywa się wstydu towarzyszącego mu przez jakąś część życia. Wstydu bycia złym i niemającym silnej woli.
Różne drogi
Ten, kto wprowadza w swoje życie zmiany, a robi to świadomie i uważnie, rzadko kieruje swoje kroki w stronę porażki i zwątpienia.
Z tych, którzy kończą terapię, jestem dumna. Z tego, że wytrwali, otworzyli się na nowe, próbują zmienić to, co przywiodło ich do poradni. Z tych, którzy ciężko pracowali, jestem jeszcze bardziej dumna. Kiedy widzę jak podnoszą czoło i uważnie stawiają swoje kroki, licząc się ze sobą i innymi. Tych, którzy rezygnują, żegnam z nadzieją. Wierzę, że część z nich wróci kiedyś na drogę zmiany, która pozwoli im spotkać się ze sobą, wybaczyć i w końcu pokochać siebie. Bo wierzę, że każdy z nas ma w sobie tę siłę…
Autor: D.M.W.
Fot. iStock
Komentarze
aniabiel2014-08-20 19:04:11